Rozdział Dziewiąty



Rozdział Dziewiąty
Niekończąca się historia.


 - Opowiem ci baśń, chcesz? – zaproponował Leon.
 - Chcę – wyszeptała Lara i położyła się na kocu, zaledwie zdjąwszy buty.
 - Mogę usiąść obok?
 - Tak – odpowiedziała wbrew sobie i posunęła się nieco, by zrobić mu miejsce.
 Przycupnął na brzegu jej łóżka i uniósł głowę, jakby szukał natchnienia.
 - Była sobie rudowłosa dziewczynka o brązowych oczach.
 - Nie mam rudych włosów! – zaoponowała.
 - A skąd wiesz, że to o tobie?
 - Nie wiem.
 - To nie przerywaj, jeśli chcesz dotrwać do puenty, bo spać mi się chce i nigdy nie skończę.
 - Dobrze.
 Spojrzał na nią groźnie. Zachichotała.
 - Ustaliliśmy już, że była ruda.
 - Nie.
 - Ruda-maruda. O pięknych, brązowych oczach. Oczywiście ona o tym nie wiedziała. Gdyby wiedziała, byłaby pewnie znudzoną powodzeniem księżniczką. Jedną z wielu. Ale ona, w poczuciu straszliwej krzywdy, jaką wyrządził jej los, nie wychodziła z zamku swego ojca, zbudowanego na wysokiej szklanej górze. Nawet nie zbliżała się do okna, w obawie, że ktoś mógłby ją zobaczyć, taką brzydulę. Bo uważała, że jest brzydka. Brzydka i głupia. Bała się, że kiedy ludzie poznają prawdę, będą się z niej naśmiewać, pokazywać ją sobie palcami i szydzić. Myślała, że ludzie są piękni i dobrzy. Wiesz dlaczego? Bo sama taka była.
 - Nie była – sprzeciwiła się Lara.
 - I ciągle się wszystkim zamartwiała. Martwiło ją, że chmura zakryła słońce, że w dalekim kraju wybuchła wojna, że mały ptaszek złamał skrzydło. Siedziała w kąciku swojego pokoju, którego okno wychodziło na drogę, nuciła coś pod nosem, a w wolnych chwilach obgryzała paznokcie.
 - Nie obgryzam paznokci, ale mów – wyszeptała przez sen i odwróciła się na bok.
 - Obok pałacu przejeżdżał piękny rycerz z odległego kraju – ciągnął Leon, po czym przerwał na dłuższą chwilę. Patrzył na Larę, jak spokojnie oddycha przez sen, i zastanawiał się, czy nie powinien tu zakończyć – Rudowłosa ukradkiem wyjrzała przez okno. Promień słońca padł na lusterko, które trzymała w dłoni, odbił się od niego i na moment oślepił rycerza, a ten spojrzał w kierunku okna. Wtedy ruda-maruda zobaczyła jego twarz. Jeden rzut okiem wystarczył, by rycerz skradł jej serce. Ale on jej nawet nie widział, bo i tym razem kryła się w cieniu. Odjechał więc piękny rycerz na drugi koniec świata, by zabić ostatniego żywego smoka i okryć się chwałą, a ona została ze zranionym sercem. Dookoła szkalnej góry rozciągały się zielone łąki. Młody pasterz codziennie przyganiał tam swoje owce. Rudowłosa często je widziała. Były jak małe chmurki odpoczywające w trawie. Nigdy jednak nie zwróciła uwagi na pasterza, który czasem przygrywał na gitarze i pisał piosenki. On był dla niej tylko dużym, słomianym kapeluszem, który ktoś zgubił na łące. Ona dla niego – tęsknym śpiewem, spływającym po murach wieży i budzącym jego serce z uśpienia. Mijały dni, tygodnie i miesiące. Pasterz znalazł kiedyś w trawie złotą nić. Owinął ją w liść chrzanu i schował głęboko do kieszeni. Był to włos księżniczki, lecz pasterz o tym nie wiedział, dla niego była to piękna, połyskująca w słońcu nitka. Znalazł jeszcze dwie takie same. By mieć je zawsze przy sobie, zaszył je w poły kubraka. I znów mijały miesiące. Na zamku ogłoszono turniej rycerski. Rycerz, który zwyciężyłby wszystkich w uczciwej walce, miał zaszczyt pojąć za żonę jedną z trzech dziewcząt wybranych przez króla. Bo musisz wiedzieć, że były trzy: brunetka, blondynka i rudowłosa – córka króla. I pojawił się na zamku piękny rycerz, który skradł serce rudowłosej. Pokonawszy ostatniego smoka, wrócił z końca świata, by wziąć udział w turnieju. Ruda-maruda bardzo się bała, że coś mu się stanie, że inny rycerz go pokona, wbijając miecz w jego serce, i że ona tego nie przeżyje. Jednak piękny rycerz zwyciężył i to on wbił miecz w serce rudowłosej, bo wybrał za żonę blondynkę. Od tego wydarzenia rudowłosa postanowiła już nigdy nie opuszczać wieży. Pasterz zrozumiał to od razu następnego ranka, bo z wieży spływał nie tęskny, łagodny śpiew, jak dotychczas, lecz potok rzewnych, kryształowych nut, mówiących o bólu, zawodzie i cierpieniu. Księżniczka śpiewała, płacząc. Pasterz zbierał do kieszeni rozsypane w trawie kryształowe koraliki, a potem rozpruł poły kubraka i nanizał je na złote nitki. Ten piękny naszyjnik zawsze nosił przy sobie. Aż kiedyś śpiew płynący z wieży całkiem umilkł. Pasterz przez cały dzień przyglądał się oknu. Następnego dnia na zamku ogłoszono, że rudowłosa księżniczka jest bardzo chora, kolejnego zaś, że żaden z medyków nie zna przyczyny jej cierpienia ani lekarstwa, które mogłoby umorzyć ból córki króla i wyleczyć ją z tajemniczej choroby. Pasterz udał się na zamek i poprosił o wysłuchanie. Za przywilej zobaczenia rudowłosej ofiarowywał przepiękny, kryształowy naszyjnik. Król wyraził zgodę. Rudowłosa była umierająca. Pasterz usiadł przy niej i wyjął z kieszeni kubraka fujarkę, której nie używał od dawna, od kiedy pierwszy raz usłyszał głos księżniczki. Zagrał jej piosenkę, którą śpiewała, zanim piękny rycerz poślubił dziewczę o blond włosach. Po kilku minutach brązowooka ocknęła się. Spojrzała na pasterza.
 „Kim jesteś?”, zapytała. „Jestem tylko słomianym kapeluszem wędrującym po zielonej łące pośród kłębiastych chmurek, moich owiec. Przyniosłem ci prezent”, odpowiedział i wyjął z kieszeni kryształowy naszyjnik ze złotej nici.
 Rudowłosa spojrzała na naszyjnik, w którym promienie słońca obudziły wszystkie kolory tęczy, i przyjrzała się pasterzowi.
 „A więc jesteś tym słomianym kapeluszem? Nie wiedziałam, że ktoś się pod nim skrywa”. „A ty jesteś tym tęsknym głosem z wieży? Nie wiedziałem, że jesteś taka piękna”.
 „Nie jestem piękna. Rycerz wybrał blond-szlachciankę”. „Rycerze są ślepcami. Mają wzrok zepsuty przez siarkę z oddechu smoków. Mają serca twarde jak kamienie i nigdy ich dla nikogo nie otwierają. Nie żałuj rycerza, ja będę cię kochał zawsze. Od tej pory będę chodził pod twoją wieżą i czekał, kiedy dla mnie zaśpiewasz”.
 „Teraz wiem, że ziemia jest niebem, kocham cię, kocham cię, że w twoich ramionach już się nie boję, kocham cię, kocham cię. Już tęsknię za twoimi oczami, ufam ci, ufam”. Promienie słońca wpadały do komnaty i połyskiwały na kryształach, a potem tańczyły na podłodze i suficie.
 Lara otworzyła oczy. Leon szybko wstał, zabierając z łóżka swoją torbę.
 - Jak kończy się ta bajka? – zapytała, delikatnie chwytając go za dłoń. Nie odpowiedział – Nie była o mnie, prawda?
 - To jakiś klasyk, już nie pamiętam. Napisał ją Francuz, chyba.
 - A nie ty przypadkiem? Wydawało mi się, że improwizujesz.
 - Dzięki! – wybuchnął śmiechem, chyba nawet szczerym – Myślisz, że ja jestem jej autorem? Duży komplement. Powiem to mojej babci przy okazji.
 - Ładnie opowiadasz. Poznam kiedyś zakończenie?
 - Zależy – odparł po chwili zastanowienia – Teraz muszę iść, już późno.
 - Leon – puściła jego rękę, ale wciąż patrzyła na niego z dziwnym smutkiem w oczach – Ty naprawdę ją kochasz.
 Ale czy owa baśń rzeczywiście była o Violetcie, tak jak myślała Lara? Czy Leon wciąż ją kochał?
 Stanowczo i bezapelacyjnie tak, kochał.


 Mówią, że trema pomaga aktorom. Niektórzy z wielkich mistrzów sceny uważają, że właśnie jej zawdzięczają swoje największe sukcesy. Kiedy Violetta czytała o tym w ich biografiach, wydawało jej się to prawdopodobne.
 Dziś nie wierzyła w to ani trochę. Jak może pomagać coś, co paraliżuje, coś, co sprawia, że nogi uginają się w kolanach i człowiek nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu?
 A Viola była pewna, że jeśli w ogóle uda jej się wyjść na scenę, to na samym środku się przewróci.
 Antonio, odpowiedzialny za całe to przedstawienie, chodził między dziewczętami i chłopcami, ubranymi w renesansowe stroje z wypożyczalni. Uśmiechał się, żeby dodać im odwagi, lecz, jak zawsze, gdy się denerwował, lekko drgały mu powieki. Podchodził po kolei do wszystkich podopiecznych i udzielał im ostatnich wskazówek.
 Kiedy zwrócił się do niej, była pewna, że zaraz usłyszy: „A ty nie zapomnij znowu swojej roli”. Po wczorajszej koszmarnej próbie, na której nieustannie się myliła – albo wypowiadała kwestie nie w tym miejscu, co trzeba, albo w ogóle je zapominała - była pewna, że będzie chciał, żeby dzisiaj w roli Julii wystąpiła Ludmiła. Do każdej roli była bowiem wyznaczona druga osoba, na wypadek gdyby ktoś się rozchorował. On zadecydował jednak, że wystąpi Violetta.
 Teraz podszedł bliżej, wziął w obie dłonie jej rękę i mocno uścisnął.
- Będzie dobrze, Violu - powiedział.
W jego głosie było tyle otuchy, że gdyby nie te drgające powieki, być może przestałaby się bać.


 - Gdzie on się podziewa? – Maxi co chwilę wyglądał zza kurtyny, sprawdzając, czy Leon zjawił się już na widowni.
 Francesca westchnęła cicho, stając za przyjacielem.
 - Chyba nie przyjdzie – z dezaprobatą pokręciła głową i spojrzała w stronę Camili, która od piętnastu minut siłowała się z gorsetem – Spróbuj do niego zadzwonić, Maxi.
 - Próbowałem milion razy i nic – zastanowił się chwilę – A swoją drogą, gdzie jest Diego?


 Choć do rozpoczęcia przedstawienia pozostało jeszcze dwadzieścia minut, pierwsi widzowie zaczęli się już pojawiać. Violetta rozpoznała Lenę i jej rodziców i kilka innych koleżanek. Pięć minut później dostrzegła w drzwiach wejściowych tatę, Angie i Esmeraldę. Zajęli miejsca w siódmym rzędzie, tak jak im mówiła. Antonio, obawiając się, że jego podopiecznych może w czasie przedstawienia peszyć widok rodziców, radził, by ich poprosili, żeby nie siadali za blisko sceny. Violetta w tej chwili żałowała, że to zrobiła.
Wolałaby widzieć twarz jakiejś bliskiej osoby.
 Tej, na której jej najbardziej zależało, jeszcze nie widziała.
 Sala powoli się wypełniała, a Leona wciąż nie było. Może w ogóle nie przyjdzie, przemknęło jej przez głowę. I może lepiej, żeby nie widział, jak się skompromituję. Mimo to, kiedy tylko ktoś pojawiał się w drzwiach wejściowych, serce podskakiwało jej w piersi. Ale jej ukochany nie nadchodził. Gdyby mu choć trochę na mnie zależało, na pewno by tu był, pomyślała z żalem i skoncentrowała wszystkie siły, żeby się nie rozpłakać. Musiała wziąć się w garść. Tu nie chodziło tylko o nią. Jej koleżanki i koledzy, no i oczywiście Pablo, włożyli w to przedstawienie mnóstwo pracy. Nie mogła się rozkleić, bo wtedy to wszystko poszłoby na marne.
 Większość miejsc była już zajęta. Vilu postanowiła nie wypatrywać więcej Leona, ale jej wzrok dalej błądził po twarzach widzów.
 Drzwi wejściowe zostały już zamknięte. Rozmowy na widowni stopniowo cichły.
 Cofnęła się od kulis i właśnie wtedy usłyszała jakiś dźwięk na sali. Wróciła do swojego miejsca przy szparze i spróbowała zlokalizować jego źródło.
 Nie, to niemożliwe.
 Cofnęła się. W ostatniej chwili przypomniała sobie o makijażu scenicznym i nie przetarła oczu. Zatrzepotała tylko powiekami, jakby chciała obudzić się ze snu. Zrobiła krok w stronę kulis i delikatnie je rozsunęła.
 To nie był sen.
 Przy wejściu stała babcia, jej babcia. Za jedno ramię podtrzymywał ją starszy pan, w którym natychmiast rozpoznała Antonio, a za drugie... Diego.
 Pod Violettą ugięły się kolana.

22 komentarze:

Anonimowy pisze...

Cudowny rozdział! :D

Unknown pisze...

Piękny! Niesamowita historia Leóna... Rozdział nie do opisania.
Czekam już od dawna na Leonette i wierze, że nadejdzie :*

Diana pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Diana pisze...

Monesso, odkąd napisałaś, że rozdział pojawi się najpóźniej w czwartek, sprawdzałam Twojego bloga kilka razy dziennie. Kiedy zrobiłam to ostatnim razem, myślałam, że nie wytrzymam z radości. Pojawił się rozdział, byłam i nadal jestem taka szczęśliwa :D Opłacało się czekać i to jeszcze jak ;)
Nie będę ukrywała, że najbardziej urzekła mnie baśń Leona. Miło było chociaż na chwilę oderwać się od rzeczywistości... Nie mogę znaleźć słów. Powiem tak, dziękuję Ci za to, że ukazałaś tu Leona takiego jakiego kocha najbardziej, wrażliwego, czułego...idealnego, bo moim zdaniem taki niewątpliwie jest. Kocham Cię za to <3
Kolejnym elementem, który bardzo, ale to bardzo mi się podobał był sposób w jaki opisałaś uczucia i emocje Violetty związane zarówno z przedstawieniem jak i Leonem ;) Bardzo liczę na zejście się Leonetty.
Z tego co tu napisałam wychodzi, że w Twoim rozdziale podoba mi się wszystko... I dobrze, bo tak właśnie jest. Nie wiem, co mogę jeszcze dodać. Rozdział jest BAJECZNY, tak, myślę, że to właściwe określenie ;)
P.S. Czekam na następny :D
Buziaki, Diana :***

Anonimowy pisze...

Leonetta bez Leonetty, czyli bardzo w Twoim stylu Monesso xD

Anonimowy pisze...

JA CHCĘ TAKIEGO LEONA.

Leilla Carter pisze...

To jest po prostu piękne *.* Długo czytam twojego bloga. Jest rewelacyjny. Uwielbiam go po prostu <3
Wątek Leona i Lary na początku zrzucił mnie z krzesła. Genialne po prostu.

I jeśli mogę to malutki spam:
http://zyjemy-jak-snimy-samotnie.blogspot.com
Główna Bohaterka wyjeżdża, a na jej miejscu pojawia się ktoś inny.
Jaka będzie reakcja uczniów Studio?
Kim jest nowa dziewczyna?
Jeśli chcesz się dowiedzieć Zapraszam :3

Unknown pisze...

Hej.
Odkryłam twojego bloga już dawno temu. Nawet nie wiem jak.
Dodałam go do swojej listy. I gdzieś tam był i czekał aż wreszcie zdobędę czas, by go przeczytać.
I jestem.
Oj, moja satysfakcja jest wielka. Bardzo się cieszę, że cię odnalazłam.
To, jak łączysz te postacie, jak oddajesz uczucia. To wszystko jest takie piękne, niesamowite wręcz.
Podoba mi się zagubienie głównych bohaterów. Nie wiedzą, co robić. Wspaniałe...
Niestety, jestem jedną z nielicznych osób, których Violetta irytuje. Oczywiście, chodzi mi o tą serialową.
Tak naprawdę to nie wiem, co mogę powiedzieć o twojej Violetcie. Jest trochę inna, na pewno. Nie jestem do końca, co do niej przekonana. :D
Ale rozumiem to wszystko, co się dzieje.
Z utęsknieniem czekam twojego powrotu do domu. Wtedy dodasz kolejny rozdział, tak?

Xenia Verdas z bloga:
http://violetta-i-leon-forever.blogspot.com/
oraz:
http://te-fazer-feliz.blogspot.com/ (oprócz mnie są jeszcze 4 dziewczyny),
http://uroda-andreasa.blogspot.com/ ( prowadzę z bloggerką Maddy) : D

Wiem, że reklama, ale jesteś bardzo utalentowana i twoja opinia byłaby dla mnie skarbem. :)

X. <3

Olcziaa pisze...

Nie chcę się rozpisywać tak jak moje poprzedniczki i nie mogę powiedzieć niczego innego niż tego, że rozdział jest genialny. To w jaki sposób piszesz tegi bloga i w jaki sposó przedstawiasz uczucia bohaterów jest... Brak mi słów.. Jest po prostu ... Magiczy, to w jaki sposób dobierasz słowa, po prostu jestem zakochana w twoim blogu po uszy. A bajka Leona mnie po prostu urzekła. I jakbyś mogła zajrzeć, byłabym bardzooo wdzięczna <333 www.moje-opowiadanie-o-violettcie.blogspot.com





Unknown pisze...

Monesso! Jak ja długo czekałam na ten rozdział! Nie będę się żalić, ile dokładnie czasu to trwało i jak wielkie było moje rozczarowanie, kiedy wchodziłam na bloga i moim oczom nie ukazywał się nowy odcinek. Na pewno bardziej ucieszy Cię fakt, że teraz skaczę z radości i NAPRAWDĘ jestem pod wielkim wrażeniem.

Baśń opowiedziana Larze przez Leóna - fenomenalna. Wydaje mi się, że początkowo on faktycznie chciał, żeby główną jej bohaterką była Lara, ale ostatecznie, może nawet nieświadomie, mówił tak pięknie o Vilu, której akurat było w tym rozdziale mało, co jest sporym zaskoczeniem dla mnie, ale to może i lepiej, bo ostatnio było jej w nadmiarze.

Umrę z ciekawości, jak nie dowiem się, co knuje Diego! Tu Violetta z nim zrywa, a on zjawia się przed samym przedstawieniem i to z jej babcią. Trochę dziwne i intrygujące. No, Monesso, ta dziesiątka może być strzałem w dziesiątkę!

Anonimowy pisze...

Nareszcie!
Nareszcie!
Skomentuje,jak tylko dorwę się do komputera.
Ale ja tęskniłam!

Anonimowy pisze...

Jeszcze raz napisze jak bardzo się stęskniłam za Twoim opowiadaniem i jak mi jego brakowało. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się o wiele wcześniej.
Bajka o Leona mnie urzekła i jestem pewna, że była tam zawarta historia miłości jego i Violetty, Tak ja to odczytuje. To raczej nie była historia o Larze.
Leon kocha Violettę i tylko Violettę. Tak jest u Ciebie i tak samo jest w serialu. Tylko, że w chwili obecnej ta dwójka jest bardzo zagubiona i tak naprawdę nie wie czego chce.
Violetta wypatruje Leona? Ciekawe czy się zjawi. Czy przyjdzie ją zobaczyć, ale czy Leon przepuścił by okazję zobaczenia swojej Księżniczki na scenie? Nie wydaje mi się.
Coś się stało z babcią Violi. Czyzby z jej powodu Viola nie wystąpiła w przedstawieniu i za nią zagrałaby Ludmi?
Jestem bardzo ciekawa 10 odcinka. Dlatego wstawiaj go bardzo szybko i nie karz nam czekać.!:D

Unknown pisze...

Mam tyle różnych wersji w głowie odnośnie tej sytuacji z babcią Vilu! Myślę, że to też poniekąd będzie się wiązało z Leosiem. A może to już będzie moment, w którym Violetta ostatecznie podejmie decyzję i wszystko pójdzie po jej myśli? No ale wciąż nie wiadomo, co ten Diego ma z tym wspólnego!

Anonimowy pisze...

A na kiedy przewidujesz kolejny rozdział?

Anonimowy pisze...

Myślałam, że ten rozdział już nigdy się nie pojawi. Byłaś taka okrutna, że aż tyle kazałaś nam na niego czekać. Nieładnie, oj nieładnie. Ogólnie rozdział mi się podoba, chociaż nie do końca rozumiem, co ma Diego do babci Violki, ale zgaduję, że Ludmiła ma w tym swój udział. CZEKAMY!

M.

Anonimowy pisze...

LEON <3

Unknown pisze...

Filmweb mnie przywiódł i jestem pod ogromnym wrażeniem! Nie spodziewałam się, że to opowiadanie będzie takie dobre, pomimo że sam wygląd bloga jest mega zachęcający. Na razie tylko zerknęłam na parę rozdziałów, ale niebawem przeczytam resztę i wyrażę głębszą opinię.
Pozdrawiam! :)

Tears in Heaven pisze...

Droga Monesso.
Powiem szczerze - bałam się tego bloga. Bałam się jak ognia, odkąd tylko trafiłam tu niechcący parę tygodni temu. Bo czasem mi się zdaje, że umiem pisać całkiem nieźle. A ten blog - najlepszy z najlepszych - przeczy temu i czuję się malutka przy ogromie Twojego talentu. Pochłaniam każde słowo, niecierpliwie oczekując dalszego ciągu, zachwycam się pięknem metafor i porównań, lekkością, z jaką operujesz językiem... Jestem po prostu porażona. Długo zbierałam się na odwagę, by skomentować, bo bałam się, jak Ty ocenisz moją pisaninę. A tu - wyprzedziłaś mnie i odkryłaś pierwsza, i w dodatku obdarzyłaś mnie tyloma miłymi słowami - nie całkiem zasłużenie. Więc i ja piszę, by wyrazić wdzięczność, ale przede wszystkim zachwyt. Bo Twoje opowiadanie jest jedyne w swoim rodzaju i myślę, że to zasługa "poetyckiej" prozy. Bo też i to czysta liryka, z właściwym jej uczuciem i pięknem, zamknięta w ramach epiki. Z nieopisaną niecierpliwością czekam na następny rozdział.

Anonimowy pisze...

Kiedy nowy?

Unknown pisze...

Nie rozumiem ludzi, którzy pytają o nowy rozdział, mimo że w informacji napisane jest, że termin publikacji jeszcze nieznany, więc to może być dzisiaj, jutro, za rok, czy 10 lat (czego oczywiście nie chcemy!).

Ps. Kiedy rozdział? :D

Unknown pisze...

Ach, no i Violetta Castillo robi niezły spam, jak widzę. Nie ma to jak złożona opinia na temat czyjegoś opowiadania i autoreklama.

ggfgfh pisze...

Hej
Odkryłam twojego bloga wczoraj, ale już po pierwszym rozdziale się w nim zakochałam.
W tym rozdziale zdecydowanie, urzekła mnie baśń Leona, widać, że mimo wszystko nadal mocno kocha Violettę.
Kto by się spodziewał, że Leon ma taką złotą duszę, ciekawe...
Cóż mogę jeszcze powiedzieć Monesso, piszesz pięknie, poetycko, każde słowo musi być idealnie dopracowane i doszlifowane. Czytałam i po prostu chciałam, wykasować wszystkie swoje rozdziały, jak patrzyłam i porównywałam.
Zazdroszczę ci talentu, bo naprawdę masz go bardzo dużo, to co tu piszesz, jest w szczególności lepsze od wielu znanych książek
Życzę ci, żebyś się jak najlepiej wykorzystała ten talent i stała się jedną z wielkich pisarek, a wiedz, że masz na to wielki potencjał
Jeśli ci to nie przeszkadza, to trochę się zareklamuję. Skomentuj moje rozdziały , chodź wiem, że nie dorównają twoim do pięt. Bardzo mi zależy na twojej opinii, jeszcze raz ci to powiem, że piszesz fenomenalnie:*
marceska.blogspot.com
Zapraszam
LuLu

Prześlij komentarz