Rozdział Piąty
Daremne starania.
Leon od jakiegoś
czasu wydawał się wyjątkowo małomówny, a że tego wieczoru był zmęczony, to nie
odzywał się w ogóle. Larze to nie przeszkadzało. Zatopiła się w swoich myślach,
bo też i miała o czym myśleć.
To, co się dzisiaj
wydarzyło, wydawało jej się tak nieprawdopodobne, że mniej więcej w połowie
drogi do domu, kiedy zatrzymali się na czerwonym świetle, nie wytrzymała.
- Daj mi słowo, że nie wyszedłeś ze mną, żeby
zrobić jej na złość.
- Lara, przecież Violetta nawet o tym nie wie –
mimo wszystko patrzyła na niego tak podejrzliwie, że się zaniepokoił – Jesteś pewna, że z tobą wszystko w porządku?
- Nie – rzuciła – Niczego już nie jestem pewna.
- Coś się stało? – zapytał zatroskanym
głosem.
- To nie wiesz?
Przez chwilę się
zastanowił.
- Ona ma chłopaka i prawdopodobnie jest
szczęśliwa, a ja się z tym pogodziłem – ruszył już spod świateł, ale
zaryzykował i na chwilę oderwał wzrok od drogi, żeby spojrzeć na Larę – I nie rozumiem, co cię tak w tym martwi. Powinnaś
się cieszyć, że ten problem masz już z głowy.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
Długo się
zastanawiał. Stawali na dwóch czerwonych światłach i dopiero, kiedy zatrzymali
się na trzecim, odpowiedział.
- Nie wiem, czy wierzę w prawdziwą miłość –
taką od pierwszego wejrzenia - ale chyba chciałbym, żeby mnie spotkało coś
takiego. Z wzajemnością. A ty? – popatrzył na Larę – Ty byś nie chciała? - ja, kochany, mogę sobie chcieć, pomyślała.
Zdecydowanie nie należała do dziewczyn, które śmiały marzyć o takich rzeczach –
Nie chciałabyś?
Powtórzył pytanie,
kiedy byli już bardzo blisko jej domu.
- Powiedz mi, kto by nie chciał? –
westchnęła cicho, zamykając oczy. Otworzyła je dopiero, kiedy samochód się
zatrzymał i Leon zgasił silnik – Dzięki
za podwiezienie – powiedziała, przechylając się w jego stronę i cmoknęła go
w policzek. Przyjaźnili się, ale nigdy dotąd tego nie zrobiła. Tak go tym
zaskoczyła, że speszony, aż się cofnął – I
nie tylko za to – dodała.
- Kurcze, Lara, nie poznaję cię! – w
obawie przed dalszymi czułościami, przesunął się tak, że głową dotykał bocznej
szyby.
Widząc to,
roześmiała się.
- Leon, nie bój się, nie będę cię całować.
- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło!
- Jesteś okropny! – rzuciła, choć była
coraz bardziej rozbawiona – Ale jesteś
moim przyjacielem? – popatrzył na nią niepewnie. Od jakiegoś czasu go
zaskakiwała, a przed chwilą nawet pocałowała. Coś z nią było nie tak – Jesteś moim przyjacielem czy nie?
Zażądała
odpowiedzi, i to tak kategorycznie, że nie mógł się dłużej od niej wykręcać,
ale na wszelki wypadek przesunął się tak, ze teraz przywarł już policzkiem do
bocznej szyby.
- Pewnie, że jestem.
- No, to jakby co, będziesz pierwszym
kandydatem na mojego męża! – musiała się prawie położyć, żeby znów go
pocałować w policzek – Nie bój się, to
jeszcze nie dzisiaj.
Jeśli sądziła, że
go to uspokoi, myliła się. Chłopak prawie zesztywniał.
Ludmiła była osobą,
której nie dało się nie zauważyć. Ona, w porównaniu do Violetty, nigdy nie
musiała sobie niczego wyobrażać. Pewnie nawet nie miała na to czasu. Dziewczyny
takie jak ona stoją przed lustrem i krzywią te swoje lekko zadarte noski, które
tak kręcą facetów, oblizują wargi wydęte jakby od użądlenia pszczoły, mrużą
piękne oczęta, okrągłe w stałym zdziwieniu światem, robią słodkie minki, żeby
je sobie utrwalić na zapas. Nigdy nie mają nic sensownego do powiedzenia, ale
są świetnymi intrygantkami. Taka właśnie była Ludmi – arogancka, mściwa i
zazdrosna, a przy tym słodka, że aż mdliło.
Nienawidziła
Violetty. Od pierwszego spotkania, pierwszej minuty i sekundy. Uważała ją za
największą rywalkę zarówno w wyścigu o serce Tomasa, jak i uznanie w Studio. W
tym roku skupiła się na ostatecznym zniszczeniu Castillo, znajdując
sprzymierzeńca w Diego.
W gruncie rzeczy,
niewiele ich różniło. Oboje byli egoistami cieszącymi się z porażek innych. Oboje
pragnęli sławy i byli w stanie poświęcić dosłownie wszystko, żeby ją osiągnąć.
Całkiem
prawdopodobne, że tworzyliby idealną parę.
Gdyby tylko
chcieli.
Violetta myślała o
Leonie przez całą noc i poranek. Tworzyła rozmaite scenariusze, by przygotować
się na każdą okoliczność. Ze starego przyzwyczajenia do pesymizmu, częściej
była to ignorancja z jego strony, ale raz zdarzyło jej się rozważać również chęć
rozmowy.
Zgodził się
porozmawiać z nią szczerze i spokojnie.
Już sama myśl o tym
wywołała w niej tyle entuzjazmu, że nie wysławszy do niego nawet jeszcze
żadnego smsa, Violetta już miała lepszy humor. I na fali tego nieuzasadnionego
niczym optymizmu napisała w nagłym porywie najprościej, jak się dało:
SPOTKAMY SIĘ
DZISIAJ?
Płynęły minuty, a
Leon nie odpisywał. Prawie widziała, jak trzyma telefon z jej wiadomością na
ekranie, wpatruje się w numer nadawcy, którego być może nawet nie pamięta, i
zastanawia się, co to za głupi żart.
Upłynął kwadrans.
Wciąż nie było odpowiedzi.
Kwadrans
przeciągnął się do pół godziny.
Pół godziny po
upływie ćwierćwiecza okazało się wreszcie godziną.
Czekanie znów ją
zabijało.
Próbowała znaleźć
sobie jakiekolwiek zajęcie, ale na niczym nie mogła zatrzymać uwagi. Zegar
ścienny leniwie wystukiwał sekundy. Teraz nawet czołgając się, pobiłaby rekord
na setkę.
Czas stanął w
miejscu.
Wszystkie sprzęty
zastygły w oczekiwaniu na dźwięk smsa, którego ucho Violetty wyłowiłoby pośród
największej wrzawy.
Gdyby tylko chciał
zabrzmieć.
Kilka razy wydawało
się nawet, że coś usłyszała, ale okazywało się to tylko złudzeniem albo biciem
jej własnego serca.
Wzięła więc do ręki
telefon i patrzyła na niego, nie odrywając wzroku od wyświetlacza. Raz były to
błagalne spojrzenia zdolne skruszyć kamień, to znów wściekłe, pełne irytacji i
żalu. Złorzeczyła mu, zarzucała brak współpracy, rzuciłaby nim o ścianę, gdyby
to tylko mogło jakoś pomóc.
Ale komórka
milczała.
Nie tylko Francesca martwiła się o Violettę. Camila, mimo
własnych problemów sercowych, także bardzo przeżywała jej niepowodzenia. Uważała
Diego za ostatnią osobą, która byłaby odpowiednia dla młodej Castillo.
- Musimy coś z tym zrobić – szepnęła do
Fran, kiedy przechadzały się po korytarzu.
Brunetka zmarszczyła
brwi.
- Z „tym”, to znaczy z czym?
- Z Diego, Francesco,
z Diego – odpowiedziała wzdychając ciężko – Przecież on kompletnie do niej nie pasuje – zastanowiła się chwilę –
I go nie lubimy, prawda?
Czarnowłosa uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Myślę, że nie powinnyśmy się wtrącać, Cami. To
jest jej sprawa, z kim się spotyka.
Camila jednak nie słuchała.
Już obmyślała plan,
jak skutecznie pozbyć się irytującego amanta Violi.
- Trzeba namówić Leona, żeby wrócił do
przedstawienia – uśmiechnęła się dumnie, jakby co najmniej odkryła coś
genialnego – Jestem pewna, że gdyby
zdecydował się zagrać, to od razu wymieniliby go z Diego.
- Muszę cię
uprzedzić, że będziesz z tym miała niemały problem – mruknęła Fran,
podchodząc do szafki – Leon nie bierze
tego musicalu pod uwagę, poza tym częściej bywa na torze, niż w Studio –
wzruszyła ramionami, wciągając jakieś nuty – Tam przynajmniej nie musi oglądać śliniącego się do Violetty Diego.
Camila skrzywiła się lekko na samą myśl o czarnowłosym. Mimo
wszystko nie miała zamiaru tak łatwo się poddać.
Bezskuteczne
oczekiwanie rodziło złość, która z kolei wywoływała odruchy buntu. Violetta
obiecywała sobie, że nawet jeśli Leon napisze, ona i tak nie odpowie i zapomni
o całej sytuacji. Właśnie tak, jemu na złość.
Minęło półtorej
godziny, z której każdą sekundę znała na pamięć. Dziewięćdziesiąt minut pełnego
napięcia oczekiwania na to jedno słowo, trzy litery, które wystukane wreszcie
przez niego na klawiaturze, skróciły litościwie jej męki.
TAK.
Nic więcej.
Żadnego komentarza,
żadnych pytań, żadnych wyrzutów, żadnej radości.
Po prostu i
zwyczajnie: tak.
Tylko: tak.
Ale to było TAK.
A więc się zgodził.
Zgodził się, ale czy wybaczy? Pewnie domyśla się, że nie wychodzi jej z Diego. Chce
być pomocny?
Czy zapyta? Czy może
spróbuje ją przytulić? Pocałować?
Jak to będzie?
Chciała jak
najszybciej znaleźć się w Studio. Wybiegła z domu w takim popłochu, że dopiero
w połowie drogi zorientowała się, że nie wzięła telefonu i scenariusza. Musiała
po nie wrócić.
- Cami! – warknęła Francesca, kiedy jej
przyjaciółka była już pod drzwiami gabinetu dyrektora – Miałaś najpierw porozmawiać z Leonem!
Szatynka wydała z siebie bliżej nieokreślony, ale z
pewnością rozczarowany jęk.
- Pablo mógłby nam pomóc, Fran.
- Nam? – dziewczyna
skrzyżowała ręce na piersi – A jeśli Leon
definitywnie nie chce do tego wracać? Nie pomyślałaś o tym?
Camila jakby zastanowił się chwilę. Jej mina wyraźnie
posmutniała.
- Przecież on ją kocha – szepnęła – Nie można się tak po prostu odkochać,
prawda?
Francesca dobrze wiedziała, że temat uczuć był dla Cami
wyjątkowo skomplikowany ostatnimi czasy. Będąc nieszczęśliwą, chciała na siłę
uszczęśliwić innych, którym również nie powodziło się w miłości.
Violetta wbiegła do
sali muzycznej trochę spóźniona. Miała zaróżowione policzki i nierówny oddech.
Leon stał przy pianinie, mniej więcej pośrodku, i patrzył w jej stronę. Nie
ruszył się nawet wtedy, kiedy podeszła bliżej. Wydawał się jakiś inny.
Zmieniony? Ale tak po jednym dniu?
Viola usiłowała
zachowywać się naturalnie, ale czuła zdenerwowanie, jakby się umówiła na randkę
w ciemno. Postanowiła usiąść, czując jak uginają się pod nią nogi. Wszystkie
wątpliwości kotłowały się w jej głowie, jakby ktoś co najmniej włożył tam
mikser.
Leon po chwili usiadł
obok, przyglądając się szatynce z nieukrywanym zdziwieniem. Chciała powiedzieć
coś, co sprawiłoby mu przyjemność, co jednocześnie byłoby prawdą, nic jednak
nie przychodziło jej do głowy.
- Chciałaś się zobaczyć, żeby coś przećwiczyć,
tak? – zapytał w końcu, sięgając po scenariusz.
Trochę ją to
rozczarowało.
- Tak, tak – odparła po dłużej chwili
zastanowienia.
Oczywiście
skłamała.
Podobnie jak Leon
zajrzała do skryptu, w sumie po raz pierwszy przeglądając te wszystkie sceny. Za
nic nie mogła się skupić. Tłumaczył jej coś, ale ona odpłynęła myślami na tyle
daleko, że stała się kompletnie nieobecna.
Kiedy Leon szukał
czegoś za sobą, poczuła, jak delikatnie zetknęli się kolanami. Dziwny dreszcz
przeszył jej plecy, ale nie odsunęła się.
Udało jej się
zauważyć, że chłopak co jakiś czas pocierał prawe oko, jakby coś mu w nim
przeszkadzało. Uznała to za dobry pretekst do zbliżenia.
- Poczekaj – szepnęła, kiedy kolejny raz
podniósł rękę – Mogę?
Nie odpowiedział,
więc uznała to za pozwolenie.
Jedną dłonią nieco
uniosła jego brodę, a drugą delikatnie przetarła powiekę. Zamrugał kilka razy i
wydawało się, że wszystko jest już w porządku.
Patrzyli na siebie
dłużą chwilę, po czym Leon otworzył usta, tak jakby chciał coś powiedzieć,
jednak nie zdążył, bo szatynka, nie zastanawiając się ani chwili dłużej, złączyła
ich wargi w pocałunku.
Przez moment wydawało jej się, że jest bohaterką starego romansu, w którym kochankowie mają
cały świat przeciwko sobie, a jednak pokonują wszystkie przeszkody i udaje im się
być wreszcie razem.
Teraz nadeszło to „wreszcie”.
Chciała już przerzucić ostatnią kartkę romansu i przeczytać, że żyli długo i
szczęśliwie, bo niczego nie potrzebowała tak bardzo, jak szczęśliwego
zakończenia. Mimo wszystko jakoś nie mogła. Coś skutecznie ją blokowało, ale
nie były to myśli o Diego. Nim nie przejmowała się wcale.
Leon nie zrobił
żadnego ruchu. Nie odsunął się, nie drgnął, nie pogłębił pocałunku. Nic. Jego
obojętność była tak dobijająca, że mimo zamkniętych oczu, Viola poczuła, jak
napływają do nich łzy.
Tak bardzo chciała,
żeby zrobił choć jeden mały gest: dotknął ją, objął, cokolwiek. Przecież zawsze
coś stawało im na przeszkodzie, a teraz? Teraz miał ją całą dla siebie,
wyłożoną jak na tacy.
- Leon – jęknęła, odrywając się od niego
na chwilę. Ujęła jego twarz w dłonie, próbując zdefiniować to krótkie spojrzenie,
którym ją obdarzył – Leon, proszę.
W gruncie rzeczy sama nie wiedziała, o co tak właściwie go
prosiła. O przebaczenie? O jakiś ruch? O uśmiech? O słowo?
Tym razem
pocałowała go delikatniej i bardziej zmysłowo. Gładząc jego policzek, chciała
wyczuć, że się uśmiecha, jednak nic na to nie wskazywało.
Przez chwilę
odniosła wrażenie, że zaczyna się angażować, ale on tylko lekko przechylił
głowę, bo tak mu kazała.
Łzy mimowolnie
pociekły wzdłuż jej policzków, zostawiając po sobie mokry ślad. Nie chciała
płakać, ale za nic nie mogła się powstrzymać. Nie była tak silna, jak się jej
do tej pory wydawało.
- Violetto – szepnął, kiedy odsunęła się,
by wytrzeć oczy. Miała cichą nadzieję, że wreszcie powie coś miłego, pocieszy
ją, tak jak zwykł to robić w podobnych sytuacjach – To nie ze mną powinnaś ćwiczyć scenę ostatniego pocałunku –
wypowiedział te słowa na tyle delikatnie, że zabolały ją jeszcze bardziej. Nie
miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Właśnie dał jej do zrozumienia, że nic
to dla niego nie znaczyło. W dodatku, co prawda nie wprost, przypomniał jej o
Diego, wobec którego okazała się bardzo nie w porządku – Następnym razem, gdy będziesz chciała przećwiczyć tę scenę, zwróć się o
pomoc do chłopaka.
Uśmiechnął się pobłażliwie, wstając z miejsca. Pozbierał
rozrzucone kartki i, wychodząc, rzucił przez ramię ciche „do zobaczenia”.
W jednym momencie
wszystko, co do tej pory miało dla Violetty jakikolwiek sens, straciło go
bezpowrotnie.
Przecież nie był
pierwszym lepszym.
Przecież miał być
tym jedynym.
14 komentarzy:
Tak siedzę z telefonem w ręku i nie wiem, co napisać. Jak dla mnie to jest najlepszy rozdział jak do tej pory, naprawdę. Zaskoczyłaś mnie, i to pozytywnie, naprawdę. W genialny sposób opisałaś relację Vilu-Leon. To, co się wydarzyło między nimi w tym odcinku, chwyciło mnie za serce. Viola, która próbuje odzdyskać Leona i Leon, który się boi. On nie oddał pocałunku dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że się boi. Kieruje nim strach. Boi się, że jak odda znowu swoje serce Violi, to ona po raz kolejny zrobi w nim wielką dziurę. Leon chce, ale nie potrafi. Nie potrafi znów je zaufać. Woli trzymać swoje serce, niż oddać je znowu Violi.
A.
Naprawdę dobry rozdział, aż nie wiem co napisać. Każdy rozdział jest lepszy od poprzedniego. Byle tak dalej (=
Od dzis jestem Twoja najwieksza fanka. Piszesz fenomenalnie! / Artemida
Tym razem nie uraczyłaś nas Hugh Grantem :(
przeswietny rozdzialik
TEGO TYPU FAN-FIKI POWINNY BYĆ PRZYKŁADEM DLA TYCH WSZYSTKICH LUDKÓW, CO RWĄ SIĘ DO PISANIA, CHOCIAŻ NIE MAJĄ ŻADNYCH PODSTAW GRAMATYKI I STYLISTYKI. NIE DOŚĆ, ŻE PRZESTROGA (BO NIELICZNI PISZĄ TAK DOBRZE!), TO JESZCZE ŹRÓDŁO WIEDZY, JAK MOŻNA STWORZYĆ COŚ ŁADNEGO I CIEKAWEGO. JESTEM POZYTYWNIE ZASKOCZONA POZIOMEM I STYLEM, JAKI TU PREZENTUJESZ. HISTORIA NIBY BANALNA, BO SERIAL NIE NALEŻY DO NAJCIEKAWSZYCH I PORYWAJĄCYCH, A JEDNAK POTRAFISZ STWORZYĆ COŚ, CO CZYTA SIĘ Z ZAINTERESOWANIEM, PRZYJEMNIE. POCZĄTKOWO MYŚLAŁAM, ŻE JESZCZE BARDZIEJ SPŁYCISZ TE POSTACIE, ALE NA SZCZĘŚCIE SIĘ POMYLIŁAM. NADAJESZ IM NOWYCH CECH, CHARYZMY I NAWET CI BOHATEROWIE, CO W SERIALU UCHODZĄ ZA CHOLERNIE IRYTUJĄCYCH, W TWOIM OPOWIADANIU MAJĄ COŚ, CO SPRAWIA, ŻE MIMO WSZYSTKO PASUJĄ DO TEJ HISTORII IDEALNIE. PODOBA MI SIĘ, ŻE DIALOGI PISZESZ KURSYWĄ, CHOCIAŻ TO DOŚĆ NIETYPOWE. ZAPIS JEST JEDNAK DZIĘKI TEMU JESZCZE SCHLUDNIEJSZY, PRZYJEMNY DLA OKA I WIADOMO, CO MÓWI BOHATER, A CO DOPOWIADA NARRATOR (ZAWSZE SIĘ W TYM GUBIĘ, ZWŁASZCZA PRZEZ DUŻĄ ILOŚĆ MYŚLNIKÓW W ZDANIACH). NIBY OPOWIADASZ TĄ HISTORIĘ "SUCHO", ALE GDZIENIEGDZIE DODAJESZ JAKIEŚ WŁASNE PRZEMYŚLENIA I TO JEST BARDZO FAJNE. CZASAMI RAŻĄ JEDYNIE BARDZO DŁUGIE ZDANIE, BO ŁATWO SIĘ W NICH ZAGMATWAĆ, ALE TO DA SIĘ PRZEŻYĆ. JEDNAK NA PRZYSZŁOŚĆ PROPONUJĘ ROZBIJAĆ DŁUŻSZE KWESTIE - CZYTELNIKOM BĘDZIE ŁATWIEJ ZROZUMIEĆ ICH SENS.
A TERAZ O SAMYM ROZDZIALE. WSTĘP Z LEONEM I LARĄ BYŁ NIECO WYRWANY Z KONTEKSTU. DŁUGO ZASTANAWIAŁAM SIĘ, SKĄD WŁAŚCIWIE WRACALI, JAK SIĘ TAM ZNALEŹLI. PRÓBOWAŁAM POŁĄCZYĆ TĄ SYTUACJĘ Z ICH ROZMOWĄ Z ROZDZIAŁU CZWARTEGO I PRAWDOPODOBNIE ICH SPOTKANIE BYŁO WYNIKIEM OWEJ WYMIANY ZDAŃ. CZYŻ TAK? DALEJ: LUDMIŁA. BARDZO LUBIĘ TĄ POSTAĆ, CHOĆ TO MOŻE WYDAĆ SIĘ NIECO DZIWNE, BO MAŁO KTO JĄ LUBI. MUSISZ UWAŻAĆ NA WSZELKIE FRAGMENTY Z NIĄ, BO BĘDĘ BARDZO WYBREDNA! TEN OPIS AKURAT PRZYPADŁ MI DO GUSTU. MOGŁAŚ TROCHĘ BARDZIEJ GO ROZWINĄĆ, ALE ROZUMIEM, ŻE NIE JEST TO GŁÓWNA BOHATERKA, WIĘC WYBACZAM. CAMILA I FRANCESCA. Z JEDNEJ STRONY ICH ZACHOWANIE MNIE DZIWI, ALE Z DRUGIEJ NIE. TAK, BO PRZECIEŻ TO FAKTYCZNIE NIE ICH SPRAWA. NIE, BO MARTWIĄ SIĘ O PRZYJACIÓŁKĘ. NIE ROZUMIEM JEDNAK, DLACZEGO TO Z NIĄ NIE POROZMAWIAJĄ NAJPIERW? CZYŻBY JUŻ ZWĄTPIŁY, ŻE COKOLWIEK MOŻE DO NIEJ DOTRZEĆ? TO BY BYŁO DOBRE WYJAŚNIENIE. NO I VIOLETTA + OSTATNIA SCENA. WYCZEKIWANIE NA ODPOWIEDŹ OD LEONA OPISANA FENOMENALNIE. NAPRAWDĘ BARDZO MI SIĘ TEN FRAGMENT SPODOBAŁ. ZASKOCZYŁAŚ MNIE TEŻ TYM POCAŁUNKIEM, BO NIGDY W ŻYCIU NIE SPODZIEWAŁABYM SIĘ, ŻE TO VIOLETTA ZROBI PIERWSZY KROK. ONA JEST TAKĄ JEDNĄ WIELKĄ TCHÓRZOFRETKĄ, KTÓRA CZEKA, AŻ WSZYSCY WSZYSTKO ZROBIĄ ZA NIĄ, WIĘC WIELKI PLUS ZA NADANIE TEJ POSTACI WIĘCEJ CHARYZMY. WIDAĆ, ŻE WZIĘŁAŚ JĄ W OBROTY, ŻEBY WRESZCIE ODZYSKAŁA TEGO LEONA. ON NATOMIAST ZACHOWAŁ SIĘ BARDZO ADEKWATNIE. MOŻE NIE AŻ TAK W PORZĄDKU, ALE PRZYNAJMNIEJ NIE RZUCIŁ SIĘ NA NIĄ, SKORO POZWALAŁA. MOŻE I NIENAWIDZI DIEGO, ALE W PORÓWNANIU DO VIOLETTY OKAZAŁ SIĘ BARDZIEJ W PORZĄDKU WOBEC NIEGO, NIŻ ONA. I KOLEJNY PLUS ZA TO, ŻE GO NIE ZESZMACIŁAŚ, JAK JAKIEGOŚ FAGASA, CO TYLKO DZIEWCZYNA GO POCAŁUJE A JUŻ ŚCIĄGA SPODNIE. MAM TYLKO NADZIEJĘ, ŻE VIOLKA MIMO TEJ PORAŻKI SIĘ NIE PODDA, BO BYŁOBY SZKODA.
ROZPISAŁAM SIĘ! BĘDZIESZ MUSIAŁA TO JAKOŚ PRZECZYTAĆ, PEWNIE TROCHĘ SIĘ POŚMIEJESZ. CZEKAM NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ, ŻEBY ZNÓW POJĘCZEĆ I MOŻE TROCHĘ DORADZIĆ. A, NO I PRZEPRASZAM ZA CAPS LOCKA, ALE CHCĘ BYĆ ROZPOZNAWALNA. JAK ZOBACZYSZ DUŻO TEKSTU I DUŻE LITERKI, TO BĘDZIESZ WIEDZIAŁA, ŻE TO JA - ANONIM.
Coś mi się wydaje, że Leon nie odwzajemnił tego pocałunku ze względu na Larę. On nie jest Violettą, żeby grać na dwa fronty. Dobrze wie, że Lara coś do niego czuje, więc nie chce sprawić jej przykrości. Violetta prawdopodobnie denerwuje go już na tyle, że odwdzięcza się jej tego typu ignorancją. To jest gorsze od tego, niż by jej powiedział, żeby zostawiła go w spokoju, bo niby daje się pocałować, ale wygląda na to, że nic to dla niego nie znaczy.
Swietny blog :) Piszesz naprawdę super i zazdroszczę ci tego. Sama próbuje sił w pisaniu. Zapraszam na mojego bloga vestory-of-violetta.blogspot.com/ i niech wena ci sprzyja :)
Doszłam do wniosku, że mój poprzedni komentarz był nijaki, więc piszę jeszcze raz. Lubię się rozpisywac, więc tym razem i tak zrobię. Lara, próbuje jakoś zbliżyć się do Leona. robi pierwsze kroczki, aby być jeszcze bliżej niego. Być może teraz wykorzysta sytuację, że Leon jest wolny i przystąpi do działania. Bo na co ma czekać? Leon jest wolny, i nie zrobi nic złego, jeśli zacznie do niego zarywać. Może Lara sprawi, że Leon wreszcie poczuje się doceniony, zobaczy, że ktoś o niego dba i mu zalezy. Bo Viola, jak narazie, nie robiła nic, aby on się tak czuł. Lara też jest inną dziewczyną niż Violetta. Różnią się od siebie diametralnie. Lara jest silniejsza od Violetty, a Viola jest taką kruchutką dziewczynką, która nie potrawi powiedzieć nie. Jestem pewna, że gdyby nie bra asertywności Violi, to nie chodziła by teraz za rączkę z Diego. Ja nie rozumiem, jak można chodzić z kimś kogo się nie kocha? Dla mnie to nie ma sensu. Ale to jest Violetta. Postać, która jest mega irytująca. Ale wracając do Lary. Mam nadzieję, że ona swoim zachowaniem sprawi, że Lon poczuje się ważny. Mnie też Lara zaskoczyła tym, że pocałowała Leona, ale jak wspomniałam wyżej, wykonała kolejny krok, aby zbliżyć się do Leona. Może zachowanie Lary i jej działanie trochę zaskoczyło chłopaka, ale jestem pewny, że jak przeanalizuje sytuację, to zmieni zdanie i stwierdzi, że tak naprawdę w jej zachowaniu nie było nic złego. Przecież przyjaciela można pocałować w policzek, to nie przestępstwo.
Co do Violetty i Leona, to już się chyba nie będę wypowiadać, bo napisałam wszystko w poprzednim komentarzu. Mogę tylko napisać, że bardzo się cieszę, że to Violetta postanowiła wykonac kolejny krok. Dziewczyna spięła swój tyłek i napisała do Leona, przestała się nad sobą użalać i postanowiła zrobić coś ze swoim życiem. Niech nadal próbuje, będzie cierpliwa, a jestem przekonana, że zostanie to wynagrodzone.
Ludmiła knuła, i knuć będzie, to się raczej nie zmieni. Teraz ma jeszcze wspólnika i będą robić wszystko, aby zniszczyć Violettę. To im się już prawi udało, bo Leon z Violką się rozstali, i teraz cierpią. Ludmi i Diego, mają z tego wielką satysfakcję, ale jestem pewna, że na tym nie skończą, nadal będą knuść, aż doprowadzą Violettę, do ruiny psychicznej.
Violetta ma szczęście, że ma takie przyjaciółki jak Cami i Fran. W serialu też zauważyłam, że Fran zależy na związku Leona i Violi. Gdyby tak nie było, to nie opierniczałby Violki za to co wyprawia z tym ciotą D, i nie prosiłaby Leona, by nie stał i nie patrzył, tylko coś zrobił. Może serialowej Fran, uda się połączyć na nowo Violę i Leona. U Ciebie Cami z Fran też nie chcą stać bezczynnie i patrzyć, jak ich przyjaciele cierpią. Trzymam kciuki, aby udało im się przekonać Leona, by wrócił do przedstawienia, bo jesli wróci, to może coś się wydarzyć.
Życzę Ci miłej niedzieli i czekam na kolejny:*
Pozdrawiam A :*
Jedna rzecz cholernie mi sie nie podoba : zachowanie Leona. Dziwne. Bo ja jagbym była chłopem i dziewczyna którą na zabój kocham by chciała się całować to choćby zeżarła czosnek albo cebule to bym uległa! Hahah :D
A tak ogólnie to rozdział spoczko :D
Oczywiście nic nie zdradzisz. Tak, wiem, wiem. Popłaczę w kącie.
Gdyby nie ten chędożony wyjazd do Kielc dziś rano, to już miałabym czytanie i komentowanie za sobą, a tak to zostawiłam komputer z otwartym Twoim blogiem z myślą Czemu nie mam jeszcze pięciu minut na jego przeczytanie? Przyszłam do domu, godzina 16:30 i przeczytałam raz. Później jeszcze raz. Jestem zachwycona postępowaniem Leona i Violetty. Moim zdaniem wybrnęłaś z tego pocałunku najlepszą drogą. Rozpaczliwe błagania Violetty w myślach o to, aby Leon zareagował na jej pieszczoty; Leoś-skała. Nareszcie ktoś postawił Violettę w sytuacji w jakiej ona stawiała każdeo po kolei. Jestem też pełna podziwu dla Leona, że mimo podświadomych chęci reakcji, nie zrobił nic i pozostał niewzruszony. A już bezbłędne słowa podsumowania sprawiły, że śmiałam się tryumfująco, pokrzykując raz po raz "HA! Dobrze ci tak!". Dobrze, że mimo iż jestem imienniczką Violi (choć inaczej pisaną), nie mam takich perypetii. To ostatnia rzecz jakiej pragnę (oczywiście nie mówię o Leonie XD).
O ile już rozlałam odpowiednią dawkę lukru i posypki, to pora na moje zrzędzenie. Fragment z Larą niekoniecznie mi się podobał przez zachowanie Leona. O ile z Violettą zachował się profesjonalnie, z zimną krwią i trzymając nerwy na wodzy, to odsuwając się ostentacyjnie w stronę szyby było jak dla mnie dziecinne i gdyby nie to, że Lana podeszła do sprawy z dystansem, mogłabym odebrać jako przejaw niekulturalnego zachowania. I mimo, że zostało to obrócone w żart, to gdybym była na miejscu Lany, a na miejscu Leosia dowolny mój przyjaciel poczułabym się lekko urażona, ale to moja subiektywna opinia. W końcu chyba Lara nie ma tak zwanego fetor ex ore, ani też nie przenosi żadnej choroby, żeby Leon miał aż uciekać :). Nie mniej, Lara mówiła, że nie będzie go już całować a i tak na koniec strzeliła mu kolejnego buziaka ;D
Fragment z Ludmiłą mnie również lekko zastanowił. Chyba będę jedyną osobą, która na to zwróciła uwagę i nie wnikam w to, jak to zostanie odebrane. W sumie to podjęłaś się w niej opisu niechęci Ludmiły do Violetty, też poniekąd przedstawiłaś ją samą, ale patrząc z perspektywy całego rozdziału, jest to akapit wręcz wyjęty z kontekstu, jakby z innego wątku i wrzucony pomiędzy inne fragmenty. Nie widziałam, aby opis przeplatał się za jakimiś kwestiami, czynnościami czy innymi wydarzeniami, dlatego wydał mi się on jakby wyobcowany. W kontekście tego rozdziału podejrzewam, że nie ma wielkiego znaczenia, ale najwidoczniej musiałaś go tutaj umieścić, żeby był wstępem do kolejnych intryg z Ludmiłą w roku stratega :)
No, rozpisałam się. Coś czuję, że u Ciebie każdy następny rozdział będzie moim ulubionym :D
Wiolczur z POWÓD DO MIŁOŚCI
Boże XD Co ja piszę :D Zamiast Lara dwa razy pisałam Lana, a to wszystko przez emocje związane z zamawianiem bluzy z Laną Del Rey XD
Prześlij komentarz