Rozdział Siódmy
Ja + ty ≠ my.
Violetta odłożyła książkę, zgasiła lampkę na
nocnym stoliku i położyła się na wznak z rękami pod głową. Mimo zamkniętego
okna do pokoju dochodziły dźwięki z ulicy, gdzie co jakiś czas przetaczali się
podróżni muzycy, tańcząc i śpiewając przy akompaniamencie różnych instrumentów.
Dziewczyna zamknęła
oczy i próbowała wyłowić znane jej słowa. Czuła się dziwnie spokojna i może
nawet szczęśliwa, choć wciąż trudno jej było pogodzić się z faktem, że ktoś,
kto jeszcze do dzisiaj był dla niej całym światem, stawał się nagle kompletnie
obojętny.
- A jeśli ja nigdy Leona nie kochałam? – pomyślała,
wzdychając cicho – A jeśli tylko mi się
wydawało?
Mocno wytrącona z równowagi, usilnie próbowała wszystko
sobie poukładać. Z jednej strony wciąż chciała wierzyć, że jej uczucia były
prawdziwe, ale zaraz przypominała sobie ten kojący dotyk Diego, dzięki któremu,
choć na chwilę, mogła zapomnieć o problemach.
Nie chciała, żeby
historia zatoczyła błędne koło. Nie chciała znów wybierać.
Nie umiała.
- I o której mam jutro po ciebie przyjechać? –
zapytał Leon, kiedy szli w stronę oświetlonego latarniami parku.
Plątały się nad
nimi gałęzie drzew, przygniatane przez rozgwieżdżone niebo. Ludzi przechodziło
niewielu i Lara pomyślała, że to spacer jej marzeń.
Już dłużej nie
można było tego odwlekać. Musiała się wreszcie zdobyć na odwagę i powiedzieć mu
całą prawdę. Od kilku dni przychodziła na tor, powtarzając sobie po drodze, że
to zrobi, jednak nie zdobyła się na to ani w poniedziałek, ani we wtorek, ani w
środę, ani w żaden inny dzień.
Postanowiła, że
powie mu to teraz. Ale kiedy popatrzyła na jego rozjaśnioną szczęściem twarz,
starannie przygotowane słowa, które od kilku dni powtarzała w myślach – co
jakiś czas wprowadzając drobne zmiany – nie chciały jej przejść przez gardło.
Leon patrzył na
nią, czekając na odpowiedź.
- O piątej? – odezwała się niepewnym
głosem.
Przytakująco kiwnął
głową i uśmiechnął się szeroko. Lubił towarzystwo Lary, mimo że ciężko było przekonać
ją do swoich racji. Często miewała odmienne poglądy i broniła ich jak lwica,
ale Leon doskonale wiedział, że gdyby tylko chciał, byłaby w stanie zgodzić się
i z jego wersją.
- Po premierze odchodzę ze Studio –
powiedział, kiedy panująca wokół cisza zrobiła się nieco niezręczna.
Lara zauważyła, że
stało się to jakąś niepisaną tradycją – kiedy znajdowała wreszcie spokój,
skoncentrowana na innym zajęciu, on informował ją o czymś tak zaskakującym,
jakby na odległość wyczuwał jej okropny nastrój i koniecznie chciał go
poprawić.
Nie ukrywała, że
była mu za to wdzięczna, ale czuła też pewne obawy. Nic bowiem nie było tak
pewne, jak na pierwszy rzut oka mogło się jej wydawać.
- Myślałam, że nie
wyobrażasz sobie życia bez śpiewania – mruknęła, wyzbywając się większych
emocji, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo ucieszyła ją ta wiadomość.
Leon uśmiechnął się
tylko. Wiedział, że gdyby mogła, skakałaby teraz wokół niego jak kilkuletnie
dziecko. Przecież zawsze chciała, żeby więcej uwagi poświęcał wyścigom, żeby
najlepiej zajął się tym na poważnie, bo miał duży potencjał. A ona byłaby
jeszcze szczęśliwsza, gdyby czas, który do tej pory przeznaczał na naukę w
Studio, teraz poświęcał jej.
- Jestem szczerze rozczarowany twoją reakcją
– podsumował w końcu, siadając na jednej z parkowych ławek.
- Przepraszam – zreflektowała się, stając
naprzeciwko niego – Po prostu mam dziwne
przeczucie, że to nie może być takie proste.
Chłopak zastanowił
się chwilę, układając w myślach jakieś błyskotliwe zdanie. Nic mądrego nie
przychodziło mu jednak do głowy. Gdzieś tam głęboko świtała mu świadomość, że
obawy szatynki, mimo wszystko, były słuszne.
- Martwisz się – zauważył, ujmując jej
dłonie. Poczuła, jak dziwne ciepło przedarło się przez jej ciało – Ale już postanowiłem – dodał po chwili,
widząc, że wciąż niedowierza – Nie
przestanę śpiewać, bo to kocham, ale nie muszę chodzić do Studio, żeby to
robić.
Te słowa nieco ją
uspokoiły.
Kiedy odwrócił
głowę, zagapiwszy się jakichś ludzi, postanowiła, że cmoknie go w policzek. W
ramach nieopisanego szczęścia, które wypełniło jej duszę.
Nachyliła się więc
i, gdy miała już dotknąć wargami jego twarzy, on niespodziewanie przekręcił
głowę, złączając ich usta w pocałunku.
Lara znała miłość
głównie z filmów i swoich dziecięcych zauroczeń, rzadko więc była to pełna
opowieść. Przeważnie schematyczna i wyrywkowa, niemożliwie ckliwa, nie
odpowiadała na żadne z pytań dodatkowych. Kończyła się na etapie pokonania
przez bohaterów pierwszej poważnej przeszkody, a głupi widz miał w zadowoleniu
wyłączyć telewizor, pomrukując pod nosem: „I żyli długo i szczęśliwie!”. Jeśli
jednak zadałby sobie trud i chociaż przez chwilę się zastanowił, doszedłby może
do wniosku, że obejrzana przed chwilą para skazana jest na szybkie rozbicie się
o następną rafę i jeśli obie strony nie wykażą się poświęceniem, ich miłość
będzie kolejnym uczuciem zabitym przez życie.
Właśnie dlatego
miała wrażenie, że doświadcza miłości w całej jej złożoności. Rozumiała, że to
nie tylko śmiech, uniesienie i radość, ale również samotność, oczekiwanie, ból
i łzy, poczucie straty, a nawet wstydu. Buntowała się oczywiście przeciwko
cierpieniu, chciała być kochana bezwarunkowo, pragnęła niezmąconego niczym
upojenia: wieczornych spacerów, pocałunków pod rozgwieżdżonym niebem, wspólnego
podziwiania zachodów słońca, poczucia, że nigdy nie może już być lepiej. Jednak
zdała sobie sprawę, że ten kiczowaty obrazek nie zawiera ani ziarna prawdy, bo
miłość jest prawdziwa dopiero wtedy, gdy zetrze się w walce z koszmarem życia,
gdy kosztuje drogo, gdy trzeba o nią walczyć i coś poświęcić. W imię swojej miłości
była gotowa zrobić to wszystko.
Odsunęła się od
Leona, uciekając gdzieś wzrokiem. Nie zrobiła żadnego gwałtownego ruchu, nie
powiedziała nic głupiego. Starała się zachowywać profesjonalnie, choć miała
dziwne wrażenie, że daleko jej było do profesjonalności.
- Zrobiło się późno – wydusił Leon, czując
niecodzienne zakłopotanie. Chrząknął dwa razy i już prawie wstał, kiedy
zatrzymała go ręką.
- Poczekaj – powiedziała spokojnie,
ponownie usadzając go na ławce – Wyszło
niezręcznie, ale już od dawna chciałam to zrobić.
Cisza, która nagle
zapanowała, wydawała się Leonowi wiecznością. Kompletnie nie wiedział, jak
powinien się zachować, co powinien powiedzieć. Lara była ostatnią osobą, którą
chciał w jakikolwiek sposób zranić.
- Kocham cię – wyszeptał w końcu, ale
szatynka czuła, że nie powinna cieszyć się zawczasu – Tak jak brat kocha siostrę – dodał, przyciągając ją do siebie.
Lubiła jego ciepło i bicie serca, ale momentalnie przeszła jej ochota na
czułości – Proszę, nie zmieniajmy tego na
razie.
Mimowolnie kiwnęła
głową. Im więcej się działo, tym bardziej kuriozalna wydawała się jej ich
znajomość. Ale czy nie o taką nieprzewidywalność chodziło w przyjaźni? Czy nie
z takimi sytuacjami powinni sobie radzić?
Musiała więc znieść
kolejne rozczarowanie.
- Chodźmy już – mruknęła, próbując wyrwać
się z jego uścisku, ale on nie pozwolił jej odejść.
Wstał z miejsca i –
odsuwając ją na odległość wyciągniętych ramion – dokładnie przyjrzał się twarzy dziewczyny.
- Tu nie chodzi o Violettę – oświadczył z
pełną powagą, tak jakby znał wszystkie jej myśli.
Uśmiechnęła się
wymownie, rozpoznając kłamstwo.
- Leon – zaczęła spokojnie – Oboje wiemy, że Violetta zawsze była i
zawsze będzie największym problemem – wzruszyła ramionami, kiedy się
skrzywił.
- Ale ty nie masz z tym nic wspólnego.
- Owszem, mam – odparła, krzyżując ręce na
piersi – Nie mogę patrzeć, jak się
łudzisz, jak masz nadzieję, że jeszcze będzie dobrze. Czy ty naprawdę nie
widzisz, że jeśli tak dalej pójdzie, to zostaniesz całkiem sam? – urwała,
zupełnie jakby czekała na jakąś odpowiedź – Ale
ty chyba lubisz ten stan i to nawet trochę śmieszne. Spójrz: wydawała się
ideałem, a okazała banałem. I co lepsze – jeszcze się tym szczyci. A teraz
powiedz mi, Leon, kim ona jest, żebyś tak przez nią cierpiał? Jakąś boginią?
Szatyn spojrzał na
nią zaskoczony. Lara od jakiegoś czasu starała się nie podnosić przy nim głosu.
Raczej uśmiechnięta i współczująca, teraz pokazała, że nie wszystko przełknie.
Wydarła się znienacka, jakby to, co mówił, trafiło w czuły punkt.
- Nie umiem się wyleczyć – burknął
wyraźnie zdenerwowany – Przepraszam.
Westchnęła głośno,
stwierdzając, że drążenie tego tematu i tak nie ma sensu.
- To ja przepraszam. Wypadłam z roli –
popatrzyła na niego, niepewnie się uśmiechając – Wciąż przyjaciele?
- Mhm – kiwnął głową, jeszcze
naburmuszony, ale z wyraźnym zadowoleniem.
Jedyne, co Larę w
tym momencie podnosiło na duchu, to wychwycone w słowach Leona „na razie”,
którego użył w odniesieniu do zmian. Te dwa wyrazy dawały jej choć cień
nadziei, że kiedyś, być może całkiem niedługo, zdecydowałby się dać szansę
nowemu związkowi.
Ale to wciąż były
tylko płoche marzenia, które – czymś wystraszone – chowały się głęboko na dnie
serca.
Przedstawienie
zbliżało się wielkimi krokami, a w Studio panował jeszcze większy harmider niż
zwykle. Próby odbywały się nieregularnie i właściwie każdy robił, co chciał,
nie przejmując się ilością czasu, która pozostała do premiery. A zegar tykał
nieubłaganie.
Ludmiła, sprytnie
wykorzystując nieuwagę – zarówno uczniów, jak i nauczycieli – postanowiła cały
spektakl wziąć w swoje ręce. Rozczarowana ignorancją Diego, niebezpiecznie odbiegającego
od planu, wykluczyła go z tej części widowiska. I choć momentami była mu nawet
wdzięczna, że tak umiejętnie zajmował się małą Castillo, wciąż czuła się
ohydnie zdradzona. Dostrzegała w tym wszystkim tylko jeden pozytyw: już nikt
nie przeszkadzał jej w knuciu nowych intryg.
- No, Ludmi – powiedziała do siebie z
zachwytem, przyglądając się naruszonej konstrukcji scenicznego balkonu – Jesteś taka genialna!
Przepiłowanie desek
i uszkodzenie barierek było czymś niemal niewykonalnym, ale Ludmiła nie znała
tego określenia. Wiedziała, że to idealny sposób na wykluczenie Violetty z
przedstawienia i zajęcia jej miejsca. W razie jakichkolwiek problemów, przecież
i tak wszystko zrzuciłaby na Nati.
- A skąd to samouwielbienie? – usłyszała
za sobą znajomy głos. Wywróciła oczami, odwracając się w stronę Diego.
Była na niego
wściekła i nawet ten uroczy uśmiech nie mógł tego ukryć.
- Zgubiłeś tu coś? – zapytała kąśliwie,
składając dłonie w ten swój charakterystyczny sposób – Bo, o ile dobrze kojarzę, próby dzisiaj nie będzie.
Wyszczerzyła zęby,
lekko mrużąc oczy, po czym przeszła obok niego bez słowa.
- Violetta jest na tyle udobruchana, że zrobi
wszystko, o co ją poproszę – rzucił przez ramię, kiedy blondynka była już
przy drzwiach.
Zatrzymała się,
zastanawiając chwilę.
Mogła krzyknąć z
radości i rzucić się mu na szyję, albo zignorować jego słowa i kontynuować nowy
plan. Nie odpowiadała jej jednak żadna z możliwości. Usilnie próbowała połączyć
obie w taki sposób, żeby powstała opcja idealna.
- Diego, robaczku, zawsze wierzyłam w twój
urok – odwróciła się nieznacznie, czekając aż podejdzie – Ale myślę, że nasza mała dziewczynka sama zrezygnuje
z musicalu. Prędzej, niż ktokolwiek się tego spodziewa.
Żaden z nich, ani Leon, ani Diego, nie miał się nigdy
dowiedzieć, jak bardzo trudna to była decyzja, jak wiele Violettę kosztowała,
jaki spór wiodła sama ze sobą, by nie sprzeniewierzyć się temu, co uważała za
słuszne. Wiedziała, że każdy wybór przyniesie określony, na razie trudny do
przewidzenia, skutek. Rezygnowała z towarzystwa Leona nie dlatego, że wolała
Diego, lecz z tego powodu, że Leona trudniej jej było skrzywdzić.
Ciągle próbowała
zrozumieć, że jest dla niej kimś szczególnym. W zupełnie inny sposób niż Diego,
bo przecież tak wiele razem przeszli. Wciąż był kimś bliskim. Niepokojąco
bliskim, mimo nieustannie kruszącej się relacji między nimi. I im więcej o tym
myślała, tym bardziej ją to przerażało.
Momentami wydawało
się jej, że jest stuprocentowo pewna swoich uczuć do obecnego chłopaka. Nie mogła
przecież zaprzeczyć, że uczucia, jakim darzyła Diego, były wymuszone. Skąd więc
pojawiała się ta dziwna niechęć? Skąd brały się natrętne wyrzuty sumienia po
każdym pocałunku?
Nie chciała kłamać,
ale nie umiała zdobyć się na szczerość. Bała się, że jeśli Diego odsunąłby się
od niej, zostałaby zupełnie sama. W końcu nie miała żadnych podstaw, żeby
myśleć, że Leon kiedykolwiek zechce do niej wrócić.
Taka była prawda i
Violetta ją znała.
„Szczerość, tylko
szczerość” – usłyszała kiedyś od kogoś i – co dziwne – to samo radziła jej
jeszcze wcześniej babcia. Ale Viola rzadko zdobywała się na szczerość, bo
prawda zwykle okazywała się nie dość atrakcyjna. Przez życie w ciągłym
kłamstwie nauczyła się, że budowanie relacji na szczerości jest po prostu
naiwne, a nawet głupie. Zresztą po co być szczerym? Co daje szczerość?
- A jeśli to wcale nie jest takie trudne?
– pomyślała, przypominając sobie moment, w którym zdecydowała, że chce być z
Leonem.
Czy teraz też tego
chciała?
Gdy nie myślała o
Diego, była zupełnie pewna. A potem przypominała sobie o czarnowłosym i o
tym, że zawsze starał się ją pocieszać, że nigdy nie robił jej scen, że był i
chciał być niezależnie od sytuacji.
Po południu wszyscy
spotkali się w Studio. Próby nie było, ale Pablo zwołał posiedzenie, żeby coś
ustalić.
Ludmiłę przeraził
sam fakt, że dyrektor ogłosił zebranie. Przez głowę przelatywały jej najgorsze
myśli – nawet te demaskujące uknutą intrygę.
- Usiądźcie – powiedział, kiedy uczniowie
wypełnili aulę – Zebraliśmy się tu, żeby
raz na zawsze rozwiązać pewną kwestię – wypowiedział te słowa z taką
powagą, że nawet Diego poczuł dreszcze – Zachowujecie
się nieodpowiedzialnie i jestem naprawdę zawiedziony, że nie podchodzicie na
serio do swoich obowiązków.
Blondynka
odetchnęła z ulgą, co zwróciło uwagę kilku osób. Uśmiechnęła się idiotycznie,
małymi kroczkami wędrując w stronę przyjaciela.
- Psst – szepnęła, kiedy odległość była
już niewielka – Diego!
Spojrzał na nią
kątem oka, nie chcąc wzbudzać podejrzeń.
- Wszystko jest pod kontrolą – oznajmił,
chrząkając przy tym głośno.
Poprawiła włosy i przytakująco
kiwnęła głową, kiedy Pablo przerwał swój wywód i wlepił w nią oburzony wzrok.
- Ludmiło, chciałabyś się z nami czymś
podzielić?
- Ja? – udała niewiniątko, wskazując na
siebie palcem – Nie, nie! Tak tylko
rozmawialiśmy sobie z Diego, em, o terminie kolejnej próby!
Chłopak spojrzał na
nią ze zdziwieniem, ale szybko zorientował się, że było to celowe kłamstwo.
Przytaknął więc, uśmiechając się głupio.
- Musimy dużo ćwiczyć!
Pablo pokręcił
głową, krzyżując ręce na piersi.
- Właśnie o tym mówiłem – westchnął – Jeżeli nie skupicie się na tym
przedstawieniu, będziemy musieli je odwołać, a to się wiąże z utratą funduszy.
W tym momencie
nastąpiło wyraźne poruszenie i – mimo wszelkich starań – Galindo nie dał sobie
z nim rady.
Violetta tymczasem
szukała Leona. Dostrzegła go opartego o ścianę, jakby czymś zmartwionego. Postanowiła
zaryzykować i do niego podejść.
- Cześć – bąknęła, siląc się na uśmiech.
- Cześć – odpowiedział nieco zdziwiony i
równie dobrze mógłby to już być koniec ich rozmowy, ale Viola nie po to
zbierała się w sobie tak długo, żeby teraz odejść.
- Pomyślałam, że powinniśmy porozmawiać –
szepnęła niepewnie, ostrożnie ważąc każde słowo – Wtedy, w sali muzycznej – urwała, głośno przełykając ślinę – Chcę cię za to przeprosić.
Musiała bardzo go
zaskoczyć, bo ze zdziwienia aż otworzył usta. Był też chyba jedynym chłopakiem,
który z takim wyrazem twarzy nie przypominał idioty.
- Przepraszasz mnie za pocałunek? –
spojrzał na nią w taki sposób, że straciła wątek, ale szybko przywołała się do
porządku.
- Tak, właściwie tak – znów przerwała, ale
ton jej głosy był nieco pewniejszy – To,
co wtedy powiedziałeś – chciała uciec gdzieś wzrokiem, ale ostatecznie
zdecydowała, że wreszcie spojrzy na jego twarz – To, co wtedy powiedziałeś, sprawiło mi przykrość, ale miałeś rację.
Może wydaję ci się głupią desperatką, ale ja dłużej nie mogę tak żyć, Leon
– wypaliła bez większego zastanowienia i przez chwilę poczuła się naprawdę
dobrze. Potem przeraził ją fakt, że ktoś mógł to usłyszeć i poznać prawdę, a co
za tym szło, naśmiewać się z niej i szydzić. Zorientowała się jednak, że od
jakiegoś czasu byli już zupełnie sami – Naprawdę
nie mogę – jęknęła, a on usłyszał, jak łamie się jej głos.
Chciał ją przytulić
i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale jakoś nie mógł. Dotrzymywał danej
sobie obietnicy. Nie naciskał, nie narzucał się ze swoim towarzystwem, wręcz
jej unikał. Dlaczego? Bo tak było lepiej. Ale lepiej dla kogo?
- Nie chciałem, żebyś mnie źle zrozumiała
– powiedział po chwili dłuższego zastanowienia – W innych okolicznościach pewnie byłbym nawet zadowolony.
- W innych okolicznościach? – powtórzyła,
nie rozumiejąc.
- Gdyby to się stało kilka tygodni temu –
wzruszył ramionami, próbując jakkolwiek się uśmiechnąć.
Dziewczyna spuściła
głowę, wlepiając wzrok w czubki butów. Nie chciała myśleć, że cała ta sytuacja
była tylko jej winą, ale wiedziała też, że obwinianie Leona do niczego dobrego
by nie doprowadziło.
- Myślisz, że między nami mogłoby jeszcze być
jak dawniej?
- Nie wiem – odparł beznamiętnie – To chyba kwestia chęci.
Popatrzyli na
siebie z dziwną tęsknotą.
Violetta zrobiła
niewielki krok do przodu, po czym dotknęła dłońmi jego torsu. Wspięła się na
palce, delikatnie przechylając głowę.
Dzieliło ich
zaledwie kilka centymetrów.
Rozdział nieco
dłuższy niż zwykle, ponieważ w najbliższym czasie nie będę mogła nic dodać. Komputer
wymaga specjalistycznej opieki, więc opuści mnie na trochę. Z tejże okazji
zmieniłam też szablon, żeby bloga nieco odświeżyć. Chwilowo mam pewien problem z
komentarzami, bo nie mogę dojść do ładu z html i ustawić możliwości odpowiedzi
na nie, ale myślę, że jakoś sobie w końcu z tym poradzę. W każdym razie
siódemkę kończę w sposób niezwykle bezczelny, bo niewyjaśniający zaistniałej sytuacji.
Zdaję się jednak na Waszą wyobraźnię. Możecie spekulować, czy faktycznie coś
się wydarzy.
30 komentarzy:
Ale długi fragment o Leónie i Larze! <3 Szkoda tylko, że tak dziwnie między nimi wyszło. Uważam, że byliby świetną parą. Larze na nim zależy, martwi się o niego i co najważniejsze - jest pewna, że go kocha. Violetta niczego nie jest pewna, lata od jednego do drugiego i przez to tak bardzo rani Leóna :/
Jak zwykle podziwiam swoje wyczucie czasu! Mam nosa do tych rozdziałów. Powiem Ci, że czytając, domyśliłam się, że coś jest nie tak, że ta siódemka jest tak wyjątkowo pokaźna. I już płaczę, że trzeba będzie czekać na ósemkę i dziewiątkę i całą resztę. Ale wierzę, że Twój komputer trafi w dobre ręce i szybko go odzyskasz. A teraz treść. Violetta denerwuje mnie coraz bardziej. Ale trzeba Ci przyznać, że idealnie oddajesz jej charakter. To jest niezłe ziółko, oj niezłe. Zamiast w końcu zdecydować się na jednego, którego NAPRAWDĘ kocha, ona zastanawia się, czy przypadkiem nie zostanie sama, wybierając między nimi. ZOSTANIE i mam ogromną nadzieję, że na tym Twoje historia się skończy. Życie da jej po dupie na tyle, że może na stare lata kogoś sobie znajdzie, ale na pewno nie w najbliższej przyszłości. Jestem też pewna, że Leon nie da się znowu pocałować, a jeśli już, to znowu pocałunku nie odwzajemni i powie jej kolejne kilka raniących słów. I tyle mam do powiedzenia o Violettcie. Ludmiła szykuje zamach! Wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie. I coś mi się wydaje, że ten plan może mieć tragiczne skutki. Ale najfajniejszy fragment dotyczył L&L. Oboje zachowali się bardzo w porządku w stosunku do siebie. I zwłaszcza te przeprosiny Lary "- To ja przepraszam. Wypadłam z roli – popatrzyła na niego, niepewnie się uśmiechając – Wciąż przyjaciele?". To było profesjonalne zachowanie.
M.
Aż sobie zaklepię palmę pierwszeństwa :D
No, to teraz mogę pisać, chociaż nie wiem czy mój komentarz był pierwszy! xD Strasznie mi się podoba Twoja szata graficzna, dużo bardziej niż ta ostatnia. Jest prosta, delikatna, bez udziwnień.
Rozdział nie pozostawił po sobie takiego boom, jak poprzednie, ale może to i lepiej. Trochę się uspokoiło, chociaż przyznam, że jak Leon powiedział Larze, że ją kocha, to mi znowu dech odebrało i już układałam Ci w głowie litanię, bynajmniej nie przychylną. Na szczęście, to wciąż przyjaciele. Naiwna Violetta została okręcona sobie wokół palca i znowu próbuje lawirować. No bo dopiero rozwodzi się nad jego delikatnym dotykiem, a już startuje do Leosia i zastanawia się, czy między nimi może być lepiej. Bez przesady, ale nawet ona powinna zdawać sobie sprawę jakie to infantylne i krzywdzące i dla Diego, i dla Leona, chociaż Diego zasłużył na wszystko co najgorsze. Jeszcze tylko mi brakuje sytuacji, kiedy Violetta pochyli się nad barierką i przez nią przeleci tylko po to, aby wpaść w ramiona Leona. Wtedy Ci wszystko wybaczę!
Dziękuję, dobranoc XD
Przeczytałam prawie wszystko z wyjątkowym zaciekawieniem, a rzadko mi się zdarza wciągnąć w ff. Plus za ładną grafikę. Kolejny za schludność tekstu.
Zostały mi jeszcze dwa rozdziały, więc jak je przeczytam, to napiszę komentarz konkretnie dotyczący najnowszego :)
Zgadzam się z Wiolczur w kwestii Leóna i Lary. Przez chwilę to kocham cię zabrzmiało bardzo niebezpiecznie i byłam wyjątkowo zawiedziona takim rozwojem sytuacji, ale wzmianka o miłości braterko-siostrzanej nieco mnie uspokoiła. Nie wyobrażam sobie Leóna i Lary jako pary. Oni mogą być znajomymi, przyjaciółmi, ale nie parą. To Violetta, mimo chwilowego zagubienia, powinna być z Leónem. I liczę na to, że w końcu ich połączysz.
Brakowało mi trochę Camili i Fran. W poprzednich rozdziałach występowały i sytuacje z nimi są całkiem zabawne. Jestem też ciekawa, czy intryga Ludmiły wypali. W serialu nigdy nic nie wychodzi tak jak ona sobie tego by życzyła, więc jestem ciekawa, czy też pójdziesz tym śladem.
Nie wiem, co mogę jeszcze napisać. Ogólnie bardzo mi się podobało, choć to już siedem rozdziałów, a główni bohaterowie są od siebie dalej, niż bliżej. Monesso, czas ich pogodzić!
Vilu, zarówno w Twoim ff, jak i w serialu, w beznadziejny sposób próbuje naprawić swoje stosunki z Leosiem. Już pomijam fakt, że Diego bezczelnie miesza jej w głowie, ale do jasnej anielki, czy to nie aby ona była wszystkiemu winna? Okej, okej - Leoś bywał cholernie zazdrosny i to też prowadziło do problemów, ale gdyby nie to, że Vilu nie stroniła od Diego, możliwe, że teraz wszystko byłoby kolorowo i przyjemnie. Ale jej nie przeszkadzało, że od początku brudził jej w związku, że poniżał Leosia, że po prostu mieszał tam, gdzie się pojawił. Więc sama jest sobie winna. Ja na jej miejscu wstydziłabym się drugi raz do Leona przystawiać, skoro wtedy dał jej kosza. Myśli, że tym razem będzie inaczej? Szczerze wątpię, ale przekonamy się, jak napiszesz.
Pozdrawiam!
Zgadzam sie w 90% w przedmówcą. Mnie chodzi teraz głównie o Leonette. Brakuje mi jej... Al to twój blog i z taki zakończeniem możesz zrobisz wszytko. Mam tylko jedną prośbę: Pogódź i ch szybko ;)
Nawiązując do komentarza Kiyo Sun Lee. Uważam, że zazdrość Leóna była jak najbardziej na miejscu. I tu nie chodzi o kwestię zaufania, bo on mógłby ufać Violettcie najbardziej na świecie i to i tak nic by nie zmieniło. Na Boga, to przecież facet! Jaki normalny chłopak nie będzie zazdrosny, kiedy koło jego ukochanej nagle zacznie kręcić się jakiś gość spod ciemnej gwiazdy? W dodatku Diego dawał mu wyraźne sygnały, że powinien się martwić i mieć oczy dookoła głowy w kwestii Violetty. A sytuacja z Tomasem? Też wiele ma tu do rzeczy. León wciąż był zmuszony do rywalizacji i zazdrości, bo Violetta nie potrafiła być wobec niego w porządku nawet wtedy, kiedy rzekomo go wybrała. Wystarczy postawić się na miejscu tego biednego chłopaka. Jakie to musi być okropne uczucie, kiedy ktoś, na kim ci cholernie zależy, mówi, że cię kocha, a potem leci do kogoś innego i wyznaje, że nie potrafi wyzbyć się uczuć do tej osoby. No błagam!
Wybaczcie, że się wtrącę, ale... Właśnie dlatego uważam, że Lara byłaby dla Leósia bardziej odpowiednia :) Jaspera napisała całą prawdę o Violettcie i o jej zachowaniu. Ona nie zasługuje na Leóna. Już nawet nie lubię tej postaci. Strasznie ją zmienili a wydawała się fajna na początku :/
Lorence, nie miałam akurat na myśli tego, że Violetta nie zasługuje na Leóna. Fakt, źle to rozegrała od samego początku i nie zmienię zdania, że sama jest sobie winna, ale weźmy też pod uwagę jedną rzecz: mimo wszystko to na Leóna się zdecydowała. Zarówno w pierwszej serii, choć trochę to nie wyszło, jak i w drugiej. I wciąż próbuje złapać z nim jakiś kontakt, porozmawiać. Ile razy prosi go, żeby przestali się już tak zachowywać? Pech chce, że zawsze, ale to zawsze, kiedy pojawia się nadzieja na porozumienie, to nagle materializuje się przy nich Diego.
Ostatnio pociesza mnie Nuestro Camino. Ta piosenka jest tak piękna i prawdziwa, że aż zapiera dech!
Jaspera, mamy identyczny punkt widzenia. Ale nie ukrywam, że obecna serialowa Violetta niesamowicie działa mi na nerwy i nie mogę się już doczekać aż w końcu zaśpiewa z Leonem tą piosenkę. Bez dwóch zdań stała się moją ulubioną. Przebiła Habla Si Puedes, a nawet Podemos.
Czytałam ostatnio jej tłumaczenie. Przepiękna! Ciekawe czy Leon i Viola rzeczywiście wrócą do siebie po zaśpiewaniu jej.
M.
TERAZ JA, TERAZ JA! POCZYTAŁAM KOMENTARZE I POSTANOWIŁAM, ŻE SIĘ DORZUCĘ ZE SWOIMI PRZEMYŚLENIAMI NA TEMAT LEONETTY. ZAPRAWDĘ, ZAPRAWDĘ POWIADAM WAM, ŻE ONI BĘDĄ RAZEM. ZAMYSŁEM TEGO SERIALU JEST OSTATECZNE POŁĄCZENIE ICH. ZANIM TO SIĘ JEDNAK STANIE MUSZĄ POKŁÓCIĆ SIĘ MILION RAZY, STO RAZY MUSI BYĆ FAIL KISS, NO I TAKI DIEGO POTRZEBUJE SWOICH PIĘCIU MINUT SŁAWY. SZCZERZE MÓWIĄC, TO TERAZ SAMA JUŻ NIE WIEM, CZY WOLAŁABYM, ŻEBY VIOLETTA BYŁA Z LEONEM (CHOCIAŻ I TAK Z NIM BĘDZIE), CZY LEPIEJ BY BYŁO, GDYBY ZOSTAŁA SAMA.
A ROZDZIAŁ PODOBAŁ MI SIĘ NAJBARDZIEJ JAK DO TEJ PORY. MOŻE TO DLATEGO, ŻE MNIEJ SIĘ DZIEJE. TO ZNACZY NIE MA TAKICH NIESPODZIEWANEK JAK MIZIANIE SIĘ DIELETTY. ALE VIOLKA I TAK NA KOŃCU SZUKA SZCZĘŚCIA U LEONA. I WEŹ TU ZROZUM TĄ DZIEWCZYNĘ... - ANONIM
Moje życie właśnie legło w gruzach. Za to fanki Leonary triumfują. Jak scenarzyści mogli nas, Team Leonetta tak skrzywdzić? :<
Kiyo Sun Lee, Jaspera Davies,Monessa Neves, Anonim, M
Ze wszystkimi Wami się zgadzam. Każda z Was ma rację. Violetta straciła Leona przez własną głupotę, przez Diego i przez to, że nie potrafiła temu fagasowi powiedziec ostateczne NIE. Tej dziewczynie jak dla mnie brakuje asertywności. Nie umie się sprzeciwstawić, Gdyby tak było kazała by Diego pocałować klamkę i spadać na drzewo, ale ona tego nie zrobiła. Trzepotała rzęsami, i skończyło jak się skończyło. Tutaj Violetta próbuje coś zrobić, ale łatwo się poddaje, przejmuje się jednym niepowodzeniem. W seraliu zaś, ciągle ma jakieś pretensje do Leona i jak tu naprawić relację, skoro ona ciagle o coś go obwinia? Takie zachowanie do niczego nie prowadzi.
Co do zazdrości Leona. To mnie jego zazdrość wcale nie dziwiła, bo już po sytuacji z Tomasem ma wyrobioną ''paranoję'' i każdy facet, który spróbuje się zblizyć do Violki jest dla niego zagrożeniem. Nie ma co mu się dziwić.
Co do Leona i Lary. Odetchnęłam z ulgą, gdy Leon powiedział jej, że kocha ją jak siostrę. Wszystko sobie wyjaśnili. Szkoda mi tylko mimo wszytsko trochę Lary, bo dziewczyna nieszczęśliwie się zakochała. Kocha chłopaka, który kocha ją jak siostrę, i na dodatek jest zakochany bez pamięci w innej dziewczynie, która zraniła go już tyle razy, a on nadal nie potrafi wymazać jej z pamięci, i raczej mu się to nie uda.
W serialu zaś jest trochę inaczej, jeszcze bardziej sytuacja uległa zmianie po 33 odcinku. Tylko ja to widzę trochę inaczej. Leon lubi ją Lare, jest dla niego przyjaciółką, wspiera go itd. I tak jest w przypadku Leona, w stosunku do Lary. Może i coś tam do niej czuje, ale czy to jest głębsze uczucie, takie , które pozwoli im stworzyć szczęsliwy związek? Lara jest całkowicie inna niż Violetta, jest zdecydowana i otwarcie mówi czego chce, tego właśnie brakuje Violettcie. I dlatego Leon, tak dobrze czuje się w towarzystwie Lary. Jednak wydaje mi się, że przez bycie z Larą ( w serali, jak i w opowiadaniu) Leon i tak nie zapomni o Violettcie i nie przestanie jej kochać. Zbyt silne jest jego uczucie, by on od tak się odkochał. Za bardzo się o nią starał, by teraz to uczucie przeminęło, a Viola znikła z jego serca. Tak widzę to ja.
A co do piosenki do PODOBNO plotka głosi, że Violetta ma ją napisać, i dac ją Leonowi. Więc pozostaje nam czekać jak ją zaśpiewają. Może ta piosenka im coś uświadomi :)
Ale piosenka jest piękna.
Przepraszam za nielogiczny komenatrz, ale jest dopiero 8:30 i mój mózg nie funkcjonuje jeszcze. :)
Jaspera, jeszcze nic nie jest przesądzone. Pobędą sobie razem przez te kilka odcinków, a Violka zepnie tyłek i może coś się wyprostuje.
I jak najbardziej popieram A. Mimo że w opowiadaniu specjalnie tego nie widać, bo na razie tylko mieszam, to i tak jestem za Leonem i Violettą. Uważam, że Leon nie będzie bardziej szczęśliwy przy innej dziewczynie, niż mógłby być przy Violi.
Jaspera Davies, nie wiem czemu, ale ja się tym pocałunkiem Leona i Lary jakoś nie przejmuje. Watpię, by ten pocałunek był dla Leona tak ważny, jak pocałunek z Violą. To wszystko ma związek z tym, co napisałam wyżej. To zabrzmi głupio o bezczelnie, ale jak dla mnie Lara była dziewczyną, z którą Leon po prostu się pocałował.
A.
Ja tylko nie rozumiem w tym wszystkim jednego. Jak to jest, że w pierwszej serii Leónowi udało się Violettę pocałować RAZ, i oczywiście nie mówię tu o buziaku w policzek, bo to akurat udawało mu się częściej, a w drugim sezonie tę samą Violettę zdążył już pocałować Diego, a co więcej - ten sam León zdążył też pocałować Larę. I teraz niby zrobią z niego drugą Vilu? Bo nie będzie mógł się zdecydować, czy chce być z Larą, czy może jednak wrócić do Violetty? I teraz we dwójkę będą ranić już nie tylko siebie, ale też osoby trzecie?
Więc do jasnego gromu, co to ma być? - ja się pytam.
Uwierz, że mnie też to zastanawia. Jeszcze odcinek temu Leon mówi Larze, że nie chce jej zranić, a teraz nagle ją całuje. Trochę to desperackie z jego strony. I chyba najbardziej mnie ciekawi, jak nasi geniusze od scenariusza rozwiążą tą sytuację. Chyba nie powie Larze, że pocałował ją z nudów i tak po prostu nie wróci do Violi, bo to by było co najmniej dziwne.
Właśnie! To też mnie zastnawia, i nie rozumiem tego. Jak Leonetta się chciała pocałowac, to zawsze ktoś im przeszkadzał. Jak L&L się pocałowali, to nikt im nie przeszkodził. Tak samo w przypadku V&D. POcałowały się pary, które nic do siebie nie czują (Diego do V i V do D, tutaj nie ma uczucia. I też trudno mi uwierzyć w to, że Leon kocha Larę)
Zwróciłam tez uwagę na to, w jaki sposób Leon pocałował obie dziewczyny. POcałunek z Violettą był deliktany, subtelny i romatyczny. Tak by Violetta poczuła się wyjatkowo. Na drugi dzień Leon chodził jak w skowronkach.A Larę? Pocałował od tak. Jak właśnie wspomniała Monessa, to było deseprackie, zrobił to pod wpływem chwili. I ciekawe, jak wiele dla Leona będzie znaczył ten pocałunek.
A wiecie, co wam jeszcze powiem. Sytuację komplikuje German, który wtrąca się w relację L&V wciska Leonowi kit, że zranił Violę. Ja się pytam, kiedy Leon zranił Violettę? Ominęłam coś, Parę razy powiedział coś złego na jej temat i Viola od razu bardzo cierpii..
i nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie, co by było gdyby był Tomas..
Hahahaha, A., wtedy to już w ogóle byłaby masakra. Teraz mamy wkurzających Diego, Larę i Germana, którzy idealnie wczuli się w role psuj. Na każdym kroku stwarzają jakieś problemy. A z Tomasem mielibyśmy do czynienia z, hm, pięciokątem? Diego, Tomas i León rywalizujący o Violettę, a sama Violetta rywalizująca z Larą jako taki bonusik.
Ja bym się bała wtedy to oglądać. Zdecydowanie.
M.
Już to widzę. Diego z Leonem zmówili by się, że najpierw pozbędą się Tomasa, a później rozegrają walkę między sobą xD. Hahaha
A to jest piosenka, którą Violetta napiszę dla Leona.
http://www.youtube.com/watch?v=dy34pJ_weGw&feature=player_embedded
O OH...
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Powiedz czego chcesz i
nie prowokuj mnie do płaczu.
Nie graj ze mną, robiąc mi złudzenie.
O OH...
Powiedz mi słowa które mówią prawdę.
Nie.. Nie myl rzeczy które się nie zdarzą.
O OH...
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
O OH...
Będzie co będzie zaakceptuję to
Wiesz że cie kocham
i już nie chcę płakać.
O OH...
Stanie się co stanie
chcę mieć cię tutaj.
Jesteś osobą która mnie rozwesela.
O OH...
Wiesz że zmieniam się kiedy jesteś tutaj.
Czuje sie inna ponieważ mnie uszczęśliwiasz.
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
OO OH... YEAH
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Jak chcesz żebym cie kochała
jeśli kocham cie a ty.
Nie chcesz żebym cie kochała
jak jak chce cię kochać
Więc pewnie tamtą może razem napiszą? Albo znowu im sie przyśni w tym samym czasie?
Ja uważam, że pocałunek Leóna i Lary był szczery. Lara podoba się Leónowi. Leónara <3
Jak przeczytałam sam tekst, to myślałam, że będzie lipna, skoro ciągle powtarza się w niej jedno i to samo, ale szybko wpadła mi w ucho. To takie melodyjne przeciwieństwo Nuestro Camino, ale też bardzo fajna. No, ciekawe, co León powie, kiedy ją usłyszy!
Lorence, kochana, mam dziś ruszonego nerwa, więc nie chcę się z Tobą sprzeczać, ale... do szczerości to temu było daleko.
W sumie to i Nuestro Camino i piosenka, którą przytoczyła Jaspera nie wpadły mi w ucho tak jak Si es por amor (może przez ten duet L&V), ale są jednoznaczne. Gdyby Nuestro miało być definitywnym zielonym światłem dla Diego, to przecież w oryginalnym soundtracku śpiewałby ją z Violą, a nie Viola z Leonem, dlatego jestem dobrej myśli.
Lorence, ja bym polemizowała. Tak jak powiedziały moje przedmówczynie, to była desperacja. Mówią, że tonący brzytwy się chwyta i tak było w przypadku Leona. Było w nim takie okropne poczucie niesprawiedliwości, że Violetta mimo ich związkowych problemów bierze z życia garściami, a on stoi w miejscu i cierpi. I dlatego powiedział o tym, że chce ruszyć na przód.
Tak czy inaczej ta sytuacja moim zdaniem ich wszystkich zniszczy. I Violettę, i Leona, i Larę tylko może Diego się ostanie, bo tylko on tak naprawdę knuje i doprowadza do większości niezręcznych sytuacji. Tak jak z tym smsem.
Ja tu usycham z tęsknoty za rozdziałem!
Kiedy możemy sie spodziewać nowego odcinka? :)
Monesso, kiedy rozdział? My tu czekamy!
Prześlij komentarz