Rozdział Dziesiąty


Rozdział Dziesiąty
Twój wybór, Violetto.


 Camila, której wreszcie udało się wygrać pojedynek z niesamowicie ciasnym gorsetem, bezradnie spojrzała na Violettę ściskającą płótno kurtyny. Nie tylko ona odczuwała dziwny lęk, czy miała wrażenie, że całe to przedstawienie okaże się największą klapą, jaką tylko można sobie wyobrazić.
 Francesca przywołała ją ręką.
 - Widziałaś? – wysyczała przez zęby, kiedy Cami była już wystarczająco blisko.
 Dziewczyna przytaknęła, krzyżując ręce na piersi.
 - Coś mi tu nie gra – szepnęła, jeszcze raz zerkając w stronę Violetty – Przecież ona nie da rady, wiesz jaka jest wrażliwa. Wszystkim się przejmuje.
 - Wiem – westchnęła czarnowłosa, rozglądając się na boki, jakby kogoś szukała – Ale wiem też, co zrobić, żeby zapobiec tej musicalowej katastrofie.
 Camila spojrzała na przyjaciółkę pytająco, ale nie otrzymała wyjaśnienia. Fran puściła jej oczko, uśmiechając się dumnie, po czym rozpłynęła się w najbliższym korytarzu.


 Nawet nie zauważyła, kiedy Diego zniknął jej z pola widzenia. Kilkakrotnie próbowała odnaleźć go pośród tłumu, ale na nic się to zdało. Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że przez cały ten czas stał tuż za nią.
 - Chciałem ci powiedzieć, ale sama wiesz jak było – westchnął, wkładając ręce do kieszeni.
 Lubiła, gdy był taki obojętny, gdy uciekał gdzieś wzrokiem. Lubiła, bo takiego go znała i to odróżniało go od Leona. A przecież nie chciała, żeby byli podobni.
 Jednak wciąż nie mogła zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło. W gruncie rzeczy sama nie wiedziała, co wywoływało w niej taki strach, a na pewno nie była to trema.
 - Nic z tego nie rozumiem, Diego – wybąkała, starając się nie rozpłakać – O co chodzi? Dlaczego?
 Zapanowała cisza, jednak nie na długo.
 Ludmiła uwielbiała pojawiać się w takich momentach. Nie wiadomo skąd i nie wiadomo po co. Wiedziała wszystko i wszystko potrafiła na swój wredny sposób wytłumaczyć.
 - Och, Diego! – zawyła, zjawiając się za czarnowłosym niczym wróżka. Oparła brodę o jego ramię i cmoknęła go w policzek – Jestem z ciebie taka dumna! – pogładziła go po torsie, uśmiechając się do Violetty z nieukrywaną pogardą. Szatynka zmarszczyła brwi, przyglądając się zmieszanemu chłopakowi – Widzę, że nasza mała Viola przyjęła to całkiem dobrze!
 - Słucham?
 - Nie zwracaj na nią uwagi – brunet uwolnił się z uścisku przyjaciółki, odsuwając ją od siebie na bezpieczną odległość – Ludmiła, zajmij się sobą, dobrze?
 Ferro prychnęła, wywracając przy tym swoimi dużymi oczami. Ktoś miał jej mówić, co ma robić? Niedoczekanie!
 - To teraz jesteś po jej stronie? – wskazała palcem na Violettę i skrzywiła się wymownie – Żałosne, Diego, ża-ło-sne!
 - Żałosna, to jesteś ty, Ludmiło – odezwała się w końcu odtwórczyni głównej roli, ale jej wzrok ani na chwilę nie oderwał się od twarzy chłopaka.
 - Nie odzywaj się do mnie! – warknęła blondynka w złości, mrużąc ślepia – Ktoś taki jak ty nie ma prawa zwracać się do kogoś takiego jak ja! Zapamiętaj to sobie, złotko – Diego westchnął głośno, zakrywając oczy dłonią – Swoją drogą szkoda, że w dniu premiery dowiadujesz się tylu strasznych rzeczy – przytknęła palec do brody i – zanim zaczęła wyliczać – zastanowiła się nad czymś chwilę – Na przykład, że cała ta wasza miłość była od początku do końca upozorowana, - urwała tylko po to, by przyjrzeć się reakcji Vilu – a Diego ma w sobie więcej złego, niż dobrego; że babcia jest chora; że najlepsza przyjaciółka cię zostawia; że dla twojego ojca nie ma już żadnego materialnego ratunku; że Leonowi w ogóle na tobie nie zależy; że już nic nie będzie takie samo, i oczywiście, że Ludmi zawsze, ale to zawsze, stawia kropkę nad „i”.
 Kiedy skończyła, Violetty już nie było. Blondynce udało się jedynie dostrzec sylwetkę Diego, szybko znikającą w ciemnym korytarzu, oraz usłyszeć jego błagalny głos skierowany do Castillo, jednak nie była w stanie go zrozumieć.
 - No to... Ludmiła wychodzi! – krzyknęła za chłopakiem, przerzucając swoje blond włosy przez ramię – Tak, właśnie tak. Wychodzę!


 Postanowiła, że nie będzie dłużej tego odwlekać. Od tygodnia widywała się z Leonem dzień w dzień, obiecując sobie, że wreszcie z nim porozmawia. Nie miała wielkiej nadziei, że mu na niej zależy, zwłaszcza po usłyszeniu tej pięknej historii o rudej-marudzie, ale jeśli była szansa jedna na milion, to chciała wiedzieć. Nie potrafiła już tak dłużej żyć, okłamując się, że mogłoby im wyjść.
 Przyspieszyła kroku, obawiając się, że Leon zniknie z toru, zanim tam dotrze i go zatrzyma. Nie zauważyła, że zaraz przy podjeździe na jej posesję stała czarnowłosa dziewczyna i dopiero, kiedy ją minęła, usłyszała znajomy głos Francesci.
 - Lara, poczekaj, Lara!
 - Co? – zaskoczona nie była w stanie wydusić z siebie słowa – Co ty tu robisz? Nie macie dzisiaj tego całego przedstawienia?
 - Czekam na ciebie. Chciałabym z tobą porozmawiać.
 - Teraz?
 Brunetka kiwnęła głową.
 - O czym? – Lara zmarszczyła brwi.
 - O Leonie. Proszę – ku rozczarowaniu Francesci mechanik pokręciła głową – Błagam, tylko ty jesteś w stanie na niego wpłynąć.  
 - Nie mogę teraz – brązowowłosa zawahała się – Muszę załatwić coś pilnego.
 - Pięć minut? – jęknęła Fran z desperacją – To bardzo ważne i specjalnie się tu wyrwałam. Przecież zależy ci na jego szczęściu, prawda?
 - Pięć minut.


 Violetta usłyszała głos Pablo, który starał się uspokoić zniecierpliwioną publiczność. Wiedziała, że nie może go zawieść, że nie może zawieść wszystkich tych ludzi, którzy tu przyszli, poświęcając swój czas i pieniądze.
 W falbanach sukni dogrzebał się małej kieszonki, w której schowała zdjęcie matki. Spojrzała na nie z nadzieją, po czym przycisnęła je mocno do piersi.
 - Dam radę – szepnęła.
 Jesteś pewna? Jesteś pewna? Jesteś pewna?
 Mimo wszystko nie mogła uwolnić się od tego pytania. Pulsowało w jej głowie, kiedy poprzedniego wieczoru kładła się spać, kiedy rano wstawała i potem jechała do Studio. Powracało na zajęciach, próbach, przerwach, a także teraz, gdy miała wyjść na scenę i zaśpiewać najlepiej jak potrafiła.
 Skuliła się, opierając plecami o ścianę. Posadzka była zimna, ale nie przeszkadzało jej to. Mogła tu zostać do następnego dnia, byle nie musieć wyjść przed widownię, gdzie skompromitowałaby się przed połową, jak nie całym miastem.
 Z dziwnego transu ocknął ją znajomy zapach perfum. Zapach, który bardzo lubiła, który może nawet ją uspokajał.
 Poczuła jak ktoś delikatnie wziął ją na ręce, wtulając w siebie niczym małe dziecko. Zakręciło się jej w głowie, a potem usłyszała melodię kołysanki, która rozpoczynała spektakl.


 - Teraz powinien pojawić się Diego – szepnął Antonio, wiercąc się nerwowo – A chwilę potem nasza Viola. Będzie cudowna, zobaczysz!
 Angelica kiwnęła głową, uśmiechając się szeroko, choć ból wciąż jej doskwierał. Tak bardzo pragnęła zobaczyć i usłyszeć swoją ukochaną wnuczkę, a być może była to ostatnia taka okazja. U tej starszej kobiety wykryto bowiem nieuleczalny nowotwór, który postępował z dnia na dzień, niszcząc osłabiony organizm. Zauważono też pierwsze objawy demencji, której rozwój oznaczał osłabienie pamięci, a w najgorszym wypadku stopniowy jej zanik.
 Zdziwienie ludzi było ogromne, gdy na scenie pojawił się Romeo. Widzowie z niedowierzaniem spoglądali na ulotkę promującą przedstawienie, na której wyraźnie widniało nazwisko Diego, jako odtwórcy głównej roli męskiej.
 - Zawsze niespodzianki – zaśmiała się kobieta, zerkając na zdezorientowanego staruszka.


 - Już wszystko dobrze, Violu? – Francesca przyglądała się przyjaciółce z troską – Boli cię coś?
 Dotknęła jej czoła i policzków.
 - Jest okej, Fran – zapewniła z uśmiechem, choć zachwiała się lekko, gdy stanęła na nogi.
 Zadarła głowę, żeby zobaczyć, jak wysoko będzie musiała wejść.
 - Mam nadzieję, że z tą konstrukcją wszystko w porządku – mruknęła czarnowłosa, przygryzając wargę.
 - Na pewno – Violetta weszła na pierwszy stopień i pokazała kciuk na znak, że wszystko jest w porządku – Ach, Fran? – odwróciła się jeszcze na chwilę – Dziękuję, że poprosiłaś Diego, żeby mnie tu przyprowadził i namówiłaś go do występu. Uratowałaś przedstawienie!
 Po tych słowach zniknęła na spiralnych schodach.
 - Dobrze, że mi o tej wywłoce przypomniałaś – brunetka uśmiechnęła się złośliwie – I szkoda, że pomyliłaś go z kimś innym. Miejmy nadzieję, że lubisz niespodzianki.


 Ludmiła siedziała przed ogromnym lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Wykrzywiała twarz, jakby chciała w niej coś zmienić lub zobaczyć kogoś innego, może lepszego?
 Wiedziała, że to, co zrobiła, było świństwem, prawdopodobnie największym, jakiego kiedykolwiek się dopuściła. Czy miała wyrzuty sumienia? Czy coś nie podpowiadało jej, żeby jednak powstrzymać bieg wydarzeń?
 Niestety nie.
 - Ludmi, co jest? – lekko przechyliła głowę – Przecież tata zawsze powtarzał, że po trupach do celu. Po prostu go słuchasz.
 Wytłumaczyła się przed samą sobą, nasłuchując dźwięków dobiegających ze sceny.
 - Wszystko zepsułaś – usłyszała za sobą, a w lustrze dostrzegła sylwetkę Diego.
 Nie wyglądał na zadowolonego.
 Przekręciła się w jego stronę i uśmiechnęła szeroko.
 - Co ty tutaj robisz? – zamrugała, jakby nie dowierzała, że jest prawdziwy – Powinieneś być teraz na scenie i oglądać spektakularny upadek Violetty!
 - Tym razem ci się nie uda, Ludmiła.
 Dopiero teraz zrozumiał, że miłość to nie autostrada ku szczęściu, lecz wyboista ścieżka wiodąca nad urwiskiem i trzeba się na niej dobrze rozglądać, by nie osunąć się w przepaść. Ale czy Diego, całkiem świadomie, w ową przepaść już nie wpadł?
 Blondynka wyszczerzyła swoje białe zęby, chichocząc złośliwie.
 - Co chcesz przez to powiedzieć, złociutki?
 - Balkon jest naprawiony. Dziś rano zleciłem jego sprawdzenie – chłopak skrzyżował ręce na piersi.
 Dziewczyna prychnęła, zaciskając pięści. Była wściekła, że jedyny sprzymierzeniec postanowił się od niej odwrócić, i to w tak kluczowym momencie.
 - To nie zmienia faktu, że jesteśmy tacy sami, Diego. Mnie nie oszukasz.
 - A co jeśli się mylisz, Ludmiło? – spytał ze złością – Byliśmy tacy sami, ale ludzie się zmieniają – tu urwał i przez chwilę się nad czymś zastanawiał – Jednak jeszcze dziś pozostaniemy podobni.


 Spojrzała przed siebie niepewnie, próbując odnaleźć w tłumie znajome twarze: ojca, babci, Angie, Esmeraldy, ale zwłaszcza twarz Leona. Z równowagi wyprowadził ją niespodziewany aplauz i melodia, która zabrzmiała w głośnikach.
 Uwielbiała tą piosenkę, to harmonijne połączenie najpiękniejszych dźwięków, ten przekaz, który ze sobą niosła. Zawsze, gdy ją śpiewała, czuła, że wyraża wszystkie najskrytsze uczucia, które od dawna chowała gdzieś głęboko w sercu. Jednak nigdy nie była w stanie wczuć się w nią całą sobą.
 Teraz, gdy wszystko się zmieniło, gdy drugim głosem okazał się ktoś inny niż Diego, poczuła, jak wielkie znaczenie mają te jakże proste słowa.
 - W twoich oczach widzę ciepły świat – usłyszała melodyjny głos, w którym była tak bardzo zakochana.
 - W twoich ramionach poznałam miłość.
 Z niedowierzaniem odśpiewała swój werset, ale nie spojrzała w dół. Zamknęła oczy i położyła dłoń na klatce piersiowej, wyczuwając mocno bijące serce.
 - Widzi we mnie ona to samo?
 - Chce on ze mną być?
 Gdyby mogła, choć przez chwilę, zastanowić się nad swoimi uczuciami, doszłaby do wniosku, że jeszcze nigdy nie była ich bardziej pewna.
 - Powiedz mi, że ty bijesz dla mnie też. Czujemy to oboje, serce nam to mówi i ucho słyszy delikatny nasz szept.
 Zaśpiewali oboje, a Violetta zbliżyła się do barierki, jednak nikogo nie ujrzała. Już miała oderwać ręce, kiedy poczuła, że ktoś się ich chwyta. Odwróciła gwałtownie głowę, dostrzegając popiersie Leona.
 Nie zastanawiając się ani chwili złapała go jak najmocniej potrafiła i spojrzała mu głęboko w oczy.

Chcę patrzeć na ciebie, chcę śnić o tobie, przeżyć z tobą każdą chwilę.
Chcę cię przytulić, chcę cię pocałować, chcę cię mieć blisko mnie.
Jesteś tym, czego potrzebuję.
Przecież miłość jest tym, co czuję.
Jesteś wszystkim dla mnie.

Patrzyli na siebie, nie zwracając uwagi na klaszczących ludzi. Byli tylko oni, zatopieni w swoich źrenicach, wypowiadający te wszystkie słowa, których zabrakło im do tej pory.

Chcę patrzeć na ciebie, chcę śnić o tobie, przeżyć z tobą każdą chwilę.
Chcę cię przytulić, chcę cię pocałować, chcę cię mieć blisko mnie.
Jesteś tym, czego potrzebuję.
Przecież to, co czuję, to miłość.

 Oddech szatynki był ciężki, a kolana bezwładnie uginały się pod nią, nie mogąc pojąć, jak to wszystko możliwe. Czas kompletnie się nie liczył. Znaczenie miało to, co mogli dostrzec w tych spojrzeniach, pełnych pokory, uczucia, żalu, tęsknoty i miłości.
 Delikatnie pogładziła Leona po policzku, jakby wciąż nie mogła uwierzyć, że to naprawdę on, jej ukochany z krwi i kości.
 - To mój najpiękniejszy sen – szepnęła tak cicho, że ledwo wychwycił jej słowa – Chciałabym, żeby nigdy się nie skończył.
 Napięcie, które tworzyli, napawało wszystkich obserwatorów. Stali i klaskali, nie wiedząc, co jeszcze może się stać. Ale Violetcie było wszystko jedno, oni stanowili tylko aranżację. Teraz grała główną rolę we własnym spektaklu, którego tytuł brzmiał „Życie”.
 - Miłość to jedyny sens tego szalonego snu, w jakim jesteśmy uwięzieni.
 Mówiąc to nachylił się w jej stronę i delikatnie ją pocałował.
 To było cudowne, obezwładniające uczucie, bała się jednak, że po prostu odgrywał swoją rolę. Nie miała pojęcia, jak bardzo się myliła.
 Czuła, że jest sztywna. Była jak zahipnotyzowana. Kilkakrotnie próbowała rozluźnić mięśnie, ale na nic się to zdało. Leon, widząc to, uśmiechnął się uroczo, spojrzał na nią powtórnie, pociągnął lekko ku sobie i znów pocałował.
 Trwało to krótko, ale wystarczyło, by doznała niezmiernie miłego uczucia przeszywającego jej żołądek.
 Taka właśnie była miłość. Delikatna i trochę speszona. Piękna, ale czasami bolesna.


 A jeśli mowa o bólu, rozczarowaniu i problemach, to nowy scenariusz zdecydowanie ich nie żałował.
 Oklaski zagłuszyła kolejna i jakże znajoma uszom Violetty melodia. „Jestem tu”, pomyślała i z przerażeniem spojrzała na twarz Leona, który mocno zacisnął zęby.


 - Pablo, czy my o czymś nie wiemy? – Maxi spojrzał na nauczyciela pytająco, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
 Mężczyzna kurczowo trzymał się skrawka zielonej kurtyny, jakby zaraz miał zemdleć. Co jakiś czas niemo poruszał ustami, chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie się rozmyślał.
 - Ooo, jakaś nowa wersja Romeo i Julii? – Camila uśmiechnęła się szeroko, łapiąc pod boki – Hm, Romeo, Julia i...
 - Diego?! – pisnęła Francesca nieświadomie, łapiąc się za usta.
 Kątem oka zerknęła na widownię, gdzie dostrzegła stojącego niemal na baczność Germana, uspokajanego przez dwie kobiety po bokach.
 Wiedziała, że będą kłopoty.


 Diego nie wyglądał na przejętego zdezorientowanym tłumem. Interesowała go tylko i wyłącznie jedna osoba – Violetta.

A ja jestem tu.
Tylko jedno spojrzenie,
Będziesz ze mną na zawsze w miłości.  

 Szatynka poczuła jak Leon wyślizguje się jej z ramion i niczym kot zeskakuje na deski sceny. Co robić? Spytała siebie w myślach, gdy była już w połowie schodów. Co robić?

Twoja obecność wypełnia mój świat.
Dziś uczynię cię moją księżniczką,
Za jednym pocałunkiem.
Słuchaj mojej piosenki.

 Nawet nie zauważyła, kiedy Diego złapał jej dłoń i gwałtownym ruchem przyciągnął do siebie, okręcając dziewczynę wokół własnej osi. Kilka chwil później w podobny sposób postąpił Leon, wyrywając Violettę z objęć czarnowłosego.
 Złożył na jej ustach pocałunek i puściwszy jej dłoń oddalił się do rywala.
 Wyglądali jak dwa wściekłe psy, które czekały na właściwy moment, aby skoczyć sobie do gardeł i rozerwać przeciwnika na strzępy.
 Z perspektywy widowni wyglądało to fascynująco i przypominało taneczną walkę o ukochaną, ale w rzeczywistości mogło mieć naprawdę poważne skutki.
 - Twój wybór, Violetto – Diego wskazał na dziewczynę, po czym - unosząc zaledwie kąciki ust – zwrócił się do Leona – Ale to ja tu jestem królem.


15 komentarzy:

Tears in Heaven pisze...

Co? Już koniec rozdziału? Ale co, ale jak to tak? Nie potrafię znaleźć słów uznania, bo wszystkie brzmią banalnie. Po prostu magia, magia w czystej postaci.
Co mi się bardzo podoba, to sposób opisania wydarzeń, który jest niepełny, trzeba wyłowić sens z tych przerw, co jest niezwykłe i fascynujące. I fragmenty refleksji, zgrabnie wplecione między dialogi, i atmosfera oczekiwania, napięcia... Chylę czoła, oczywiście niecierpliwie wyczekując pojawienia się kolejnego przejawu geniuszu literackiego.

Anonimowy pisze...

Jak ja lubię, kiedy Diego jest tym bad boyem. Mrr. Wspaniale!

Unknown pisze...

Siedzę tak sobie tutaj i myślę co napisać.
Każdy przyzna, że najpiękniejszym momentem była Leonetta, bo Leonetta Forever (czy coś...).
A ja, głupia Xenia, uważa, że najpiękniejszą chwilą był uśmiech Angelici.
Starsza kobieta powoli odchodzi. Każda chwila jest dla niej ważna. Wszystko to, co czyni jest dla niej bardzo ważne.
I ten uśmiech.
Ten uśmiech oznacza, że ona wciąż jest, wciąż żyje, wciąż myśli, wciąż kocha.
I to jest najpiękniejsze, Monesso. To, że tak pięknie okazałaś to najważniejsze. I niby to jest tylko fragmencik, może niektórzy przeczytają to szybko, nieświadomie, ale ja to zauważyłam i jestem zachwycona.
A druga sprawa to Leon, Diego, Viola.
Nie cierpię niezdecydowania Violi, samej Violetty nie cierpię. Po prostu. Nie mogę jej strawić.
Wciąż nie mogę odkryć kim jest ,,twoja" Violetta.
Ale wiem, że niedługo będę wiedziała.
Eh... Leonetta. Hmmm. Podoba mi się ten motyw przedstawienia. Bo ich życie jest jednym, wielkim spektaklem, nie sądzisz? I tak, to jest ten przełom w twoim opowiadaniu. Bo do tego musiało dojść i doszło.
Naprawdę, nie wiem, co jeszcze napisać.
Z każdym rozdziałem pokazujesz, jak bardzo jesteś utalentowana, jak bardzo rozumiesz otaczający świat. To pięknie, niezwykłe...
Bardzo się cieszę, że tu trafiłam.
Genialne...
Czekam na następny rozdział. Chyba tylko tyle...
Xenia <3

Diana pisze...

Nie mam pojęcia co powiedzieć...wiem, wiem, że po każdym Twoim rozdziale swój komentarz zaczynam od tego samego stwierdzenia, wiem też, że może to się już robić nudne, ale naprawdę mimo najszczerszych chęci nie umiem inaczej :( Po prostu tak bardzo kocham Twój styl pisania, sposób w jaki przybliżasz nam uczucia i emocje bohaterów, te zawiłości, które skłaniają do głębszych przemyśleń...
Co do samego rozdziału, bezapelacyjnie stał się moim ulubionym (z wiadomych przyczyn). Rozkoszując się tym rozdziałem, tak, niewątpliwie można to tak określić, oderwałam się na chwilę od rzeczywistości (ciągle czuję niedosyt i czekam na więcej ;)). Przeniosłaś mnie w magiczny świat teatru, który tak bardzo uwielbiam, jestem Ci za to ogromnie wdzięczna. Scena pomiędzy Leonem i Vilu została napisana mistrzowsko, przez sekundę czułam się jak bym to ja sama znalazła się na miejscu Violetty (nigdy nie ukrywałam, że Leon to moja miłość <3). W moim oku zakręciła się łezka, no może to nie była łezka ;) To było morze łez. Swoimi słowami całkowicie wtargnęłaś do mojego serca, uwielbiam Cię za to ;* Mam ogromną nadzieję, że nasza niezdecydowana Violka wreszcie wybierze to co dla niej najlepsze. A najlepszym co mogło się jej w życiu trafić jest Leon. Nigdy nie znajdzie lepszego faceta od niego, lepszy po prostu nie istnieje. Mogłabym tu pisać i pisać o zaletach Leosia, ale nie o to w tym wszystkim chodzi ;)
Wracając do rozdziału, kolejną sceną, która mi się bardzo podobała była ,,walka" Leona z Diego, nawiasem mówiąc przypominała mi scenę walki między Romeem, a Parysem, ale nie zagłębiajmy się w szczegóły książki :D Jak Ty cudownie wplatasz piosenki miedzy tekst (dziękuję za radę na ten temat, którą zostawiłaś pod moim ostatnim rozdziałem, jest dla mnie bardzo cenna, spróbuję się do niej dostosować), jesteś w tym mistrzynią.
Następnym aspektem, który w genialny sposób ukazujesz w swoim opowiadaniu jest zachowanie Ludmiły. Jest ona u ciebie taka prawdziwa, jakbym czytała scenariusz serialu. Mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie za to stwierdzenie, gdyż sądzę, że Twoje opowiadanie jest dużo lepsze niż serial.
Moją uwagę, podobnie jak uwagę Xeni zwrócił fakt, że skupiłaś się też na Angelice, kobiecie, dla której to przedstawienie to być może ostatnia okazja na usłyszenie swojej utalentowanej wnuczki, którą tak bardzo kocha, której tyle nie widziała. Choroba to najgorsze co może się przytrafić człowiekowi. To kolejna rzecz za jaka Cię uwielbiam - nie boisz się poruszać trudnych tematów.
Mogłabym pisać w nieskończoność o rzeczach, za które kocham Twoje opowiadanie, ale z kolejną porcją poczekam na kolejny rozdział ;)
Z niecierpliwością oczekuję na nexta :D
Buziaki, Diana ;***

Anonimowy pisze...

Chciałam się rozpisać, ale moje poprzedniczki wszystko pięknie ujęły w swoich komentarzach. To, że jesteś świetna wiesz, ale nie pozostaje mi nic innego, jak tylko to powtórzyć: jesteś świetna. Rozdział jest długi i rzekłabym, że skomplikowany, ale napisany bardzo przyjemnie, więc człowiek nie męczy się przy czytaniu. To jest wielki walor, bo czasami, kiedy czytam książki, to niektóre rozdziały dłużą mi się i dłużą, choć mają rozmiar podobny do Twojej dziesiątki. Najbardziej jestem ciekawa, co zrobi Violetta. Znając Ciebie - zaskoczysz nas. W końcu nie od dziś wiadomo, że nie lubisz banalnych rozwiązań, więc na Leonettę jakoś nie liczę, chociaż fajnie by było, gdybyś jednak ich połączyła, nie ukrywam.

Oby ten wrzesień przyszedł prędko. Nie wierzę w to, co piszę, ale to tylko ze względu na nowy rozdział! :D

M.

Olcziaa pisze...

Co ja mogę tu powiedzieć ? Mogę powiedzieć to, że wyje jak małe dziecko, ale kogo to obchodzi ? Nikogo. tak właśnie nikogo. W pewnym sensie jestem za Diego, chociaż wiem, że to nie możliwe. pytacie. Dlaczego ? Otóż ja sama tego nie wiem w tym opowiadaniu jest inny niż w wszystkich, tu jest taki, taki zwyczajny ? To dobre słowo ? Nie wiem. Co do Leóna to nie wiem co mam o nim myśleć. Czyżby przejrzał na oczy ? Możliwe. Najbardziej jednak wzruszył mnie nie moment gdzie była ta cała Leonetta tylko moment z Angeliką. Starsza pani, która za wszelką cenę chciała zobaczyć jak jej wnuczka śpiewa, nie obchodzi jej to, że jest śmiertelnie chora i za chwile może umrzeć, ją obchodzi tylko Violetta. I to jest piękne. Co do Ludmilly nie mam słów, widać ona nigdy się nie zmieni. Cóż tak już musi być każda opowieść musi mieć swój czarny charakter. W tej opowieści jest dużo czarnych charakterów, ale po jakimś czasie staja się oni dobrzy, wszyscy oprócz Ludmilyy. Wiem, że się rozpisałam i to chyba pierwszy raz, ale cóż Ten komentarz nawet w 5% nie wyraża tego co czułam czytając ten rozdział. pozdrawiam i zapraszam do mnie :) ---> moje-opowiadanie-o-violettcie.blogspot.com P. Dominguez :)

Anonimowy pisze...

Wiesz, co Monesss? Ja Cię po porostu kocham dziewczyno. Proszę Cię,m wyobraź sobie, że właśnie staję i bije si brawo. Chylę przed Tobą czoło. Jesteś po prostu genialna. Proszę, nie przestawaj nigdy pisać.
Co prawda jestem lekko wkurzona po 47 odcinku. Bo wkurwiła mnie Viola, Diego, oraz trochę Leon i Lara. Ale Twoje dzieło jest miodem wylanym na moje rozdarte serce. Ja wiem, że mnie zaskakujesz, bo już nie raz to zrobiłaś, ale takiego czegoś, to ja się w życiu nie spodziewała. Jestem zachwycona takim rozwojem sytuacji. Podobało mi się, bardzo mi się podobało.
Gdyby w serialu była taka relacja Violetta-Leon byłabym zachwycona i szczęśliwa. Ta ich wspólna scena, te słowa, ta piosenka i w ogóle ich dwójka była czymś bajkowym, czymś nieskazitelnie pięknym, czymś czego się nie da opisać słowami.
Viola tak czekała na Leona, a on się pojawił. W momencie,w którym się nie spodziewała. I to było piękne. Pojawił się kiedy tak bardzo go potrzebowała. Kiedy on pottrzebował jej i tak cholernie za nią tęsknił. Mam nadzieję, że to nie kolejny sen, że to wszystko jest rzeczywistością, a nie fatą morganą. Niby Viola jest niezdecydowana, ale wszyscy i tak wiemy, ze jej serce, dusza, umysł nalezy tylko do yego jednego do Leona. Oni są całością, jednością. Pasują do siebie idealnie.
Tylko ja czuje, że ich powrót do siebie nie będzie taki prosty. Przecież życie nie jest usłane różami. Zwłaszcza miłość Leona i Violi nie jest prosta.
Diego. On też będzie walczył. Nie powiem, była w szoku, kiedy przeczytałam, że zepsuł plan Ludmiły, że wszystko, co dziewczyna zepsuła on naprawił, naprawdę. Ale to nie znaczy, że ma u mnie plusa. Nie nie ma. Zwłaszcza po tym jak wtargnął na scenę i przerwał Violi i Leonowi piękne chwilę.
Jednak cholernie podobało mi się to jak ta dwójka walczyła na scenie o Violettę. Dwóch facetów, których walczy o tą jedyną.
Tylko, że ja zawsze powtarzałam, że nikt nigdy nie będzie kochał Violetty tak mocno i tak szczerze jak Leon. Nibdy nam wydaje się prosty wybór, ale wszyscy wiemy jaka ona potrafi być i do czego jest zdolna. I wiesz co Moness? Chciałbym w serialu zobaczyć taką walkę Leona i Diego, a nie że tylko prowadzą rozmowę. Wiemy do czego Leon jest zdolny, więc nie obrażę się jeśli w serialu zobaczymy taką walkę.
I na koniec najpiękniejsza rzecz, całego odcinka.
Wzruszyłam się, gdy przeczytałam o babcie Violi. Mój dziadek też ma związane, ze mną jedno marzenie i chciałabym je spełnić. Marzę o tym, aby zobaczyć na jego twarzy taki sam uśmiech jaki się pojawił na twarzy babci Violi. Zobaczyła swoją wnuczkę na scenie jak jest w swoim żywiole. Zobaczyła ją szczęśliwą u boku ukochanego. To zabrzmi głupio, co teraz napiszę, ale babcia Violi umrze teraz szczęśliwa.

Kochana czekam na rozdział kolejny.
I jeszcze raz chylę przed Tobą czoło. Jesteś genialna, GENIALNA!

Unknown pisze...

Monesso, rozdział jest fenomenalny. Idealne zakończenie pierwszej części całej tej historii.

Wszystkie komentarze wyżej są tak szczegółowe, że nie wiem, co mogę dopisać. Od pierwszego przeczytanego tu odcinka wiedziałam, że jesteś świetna w tym, co robisz, ale ostatnie rozdziały pokazały, że jednak trochę się myliłam, bo nie tyle, co jesteś świetna, a prześwietna!

Może i Diego jest tym złym chłopcem, ale ja go niesamowicie uwielbiam w Twoim wydaniu. A w tym rozdziale, to już w ogóle.

- Twój wybór, Violetto – Diego wskazał na dziewczynę, po czym - unosząc zaledwie kąciki ust – zwrócił się do Leona – Ale to ja tu jestem królem.

To ostatnie zdanie sprawiło, że się kompletnie rozpłynęłam, bo jego zachowanie, ta pewność, och matko!, zwala z nóg. Chyba każda dziewczyna, kiedy na chwilę przestaje marzyć o słodkim chłopcu, pragnie mieć takiego bad boya. Trzeba jednak zauważyć, że Diego potrafi być czuły i kochany, co chociażby udowodnił przez rozmowę z Ludmiłą, w zawoalowany sposób mówiąc jej papa, Ludmi, już się nie przyjaźnimy, bo jesteś zła, a ja chcę się zmienić , a zwłaszcza przez przyprowadzenie na występ chorej babci Violetty, która przecież marzyła o zobaczeniu i posłuchaniu wnuczki. W serialu też można dostrzec jego małą zmianę. Zaczynam coraz bardziej go lubić. A co zrobił León? Poza tym, że Fran prawdopodobnie musiała aż namawiać Larę (która w dodatku Leóna KOCHA), żeby go zmusiła do przyjścia, to jeszcze zabrał Diego rolę. Nie wiem, czy odczytywanie tego jako piękne zachowanie jest poprawne, dlatego nie do końca zgadzam się z powyższymi komentarzami w tej kwestii. Owszem, fragment napisany pięknie, Nuestro Camino idealnie wplecione, ale poza tym, że Violka bardzo chciała go zobaczyć, to nie wiem, czy jego pojawienie się nie przysporzyło tylko kłopotów.

Anonimowy pisze...

niesamowity rozdział :)

Unknown pisze...

Rewelacja, moja kochana! Rozdział jest przecudowny. Tak się niecierpliwię dalszego ciągu, że żądam kolejnego. Już wrzesień! :)

Anonimowy pisze...

Kiedy nowy rozdział?

Olcziaa pisze...

Z miłą chęcią informuję Cię, że zostałaś nominowana do LBA na moim blogu !
http://moje-opowiadanie-o-violettcie.blogspot.com/2013/09/de-libster.html#comment-form
Ciao ;*

Anonimowy pisze...

Hej, kiedy pojawi się nowy rozdział?

Anonimowy pisze...

Kiedy kolejny?

Anonimowy pisze...

Mogła byś tu zajrzeć dopiero zaczynam http://violetta-opowiadaniapl.blogspot.com/
P.s Twój blog jest świetny!!!!!!!!!!!!!!

Prześlij komentarz