Rozdział Trzeci
Niema prawda.
Więc tak ma
wyglądać młodość? Jeśli wierzyć dorosłym, najpiękniejszy okres w życiu? To
jakie są te gorsze? Co musi się wtedy dziać, jeśli już teraz człowiek balansuje
na granicy depresji albo może nawet ma jej kliniczne objawy, tylko o nich nie
wie?
Niektórym swoim
koleżankom, tym głupszym i w ich mniemaniu ładniejszym, Violetta nieodmiennie zazdrościła
łatwości, z jaką przychodziło im życie. Chociażby Ludmiła. Ona nie dzieliła
włosa na czworo, nie zastanawiała się ciągle nad wszystkim, przyjmowała
wydarzenia i reagowała bezwładnie, najwyżej skrzywiwszy wargi, by potem
pokazać, na co tak naprawdę ją stać, gdy czegoś pragnie. Violettę wszystko
przyprawiało o strach.
A przecież nic
takiego się nie działo. Skąd więc ta panika? Skąd poczucie, że jest sama,
absolutnie sama, że mieszka na pustyni i nigdy nie będzie szczęśliwa, bo do
końca życia nie spotka już nikogo, kto będzie myślał tak jak ona? Kto ją
zrozumie? Kto ją pokocha?
Nie dostrzegła
jednak, że przez cały ten czas ktoś taki był bardzo blisko niej.
- I co, dostaniesz główną rolę? – spytała
Francesca, patrząc z wyczekiwaniem na przyjaciółkę. Violetta nie odpowiedziała,
tylko skinęła głową i lekceważąco wzruszyła ramionami – Dostałaś główną rolę i nie skaczesz z radości?
- A z czego tu się cieszyć, Fran? Nie zagram
przecież na Broadwayu, tylko w szkolnym musicalu. Amatorskim musicalu –
odparła obojętnie, jakby naprawdę było jej wszystko jedno.
Francesca zupełnie
nie rozumiała przyjaciółki. Studio co roku wystawiało jakąś sztukę. Violetta
była jedną ze zdolniejszych uczennic – według Fran najzdolniejszą – i w zeszłym
roku wszyscy spodziewali się, że to właśnie ona zagra główną rolę kobiecą.
Tymczasem wybrano Ludmiłę, uznając, że Violetta będzie miała szansę w następnym
semestrze. Przyjęła argumenty komisji ze zrozumieniem, ale Francesca znała ją
wystarczająco dobrze, by wiedzieć, jak bardzo była rozczarowana.
- Nie powiesz mi chyba, że nie zależało ci na
głównej roli?
Czarnowłosa
przyjrzała się Violetcie ze skwaszoną miną.
- Pewnie, że mi zależało – przyznała – Tylko że mi przeszło.
Francesca nie
wierzyła własnym uszom. Przecież Viola kochała śpiewać i tańczyć, marzyła o
scenie. I nie były to tego typu marzenia, jakie żywi każda dziewczynka, której
jest właściwie wszystko jedno, czy będzie piosenkarką, aktorką czy modelką, bo
tak naprawdę liczy się tylko dobra zabawa. Violetta nie śniła o tym, żeby
trafić na okładki magazynów, jej śniła się muzyka.
- Nie wierzę – oświadczyła Fran – Nie wierzę, że w ciągu tygodnia komuś może
przestać zależeć na czymś, na co czekał prawie cały rok.
Violetta wyraźnie się zdenerwowała. Nie chciała jednak dać
tego po sobie poznać, więc wymownie odwróciła głowę, niby w poszukiwaniu
jakiegoś jeszcze niezidentyfikowanego przedmiotu.
- Wiesz – zaczęła ostrożnie – Jakoś nie podoba mi się pomysł wystawiania
„Romeo i Julii”. To takie oklepane.
Ciemnowłosa zastanawiała się przez chwilę. No tak,
pomyślała. Przecież jeszcze nie wiadomo, kto zagra Romeo, a Violetta z
pewnością nie chciałaby, żeby był to Leon albo Diego. Każdy, tylko nie któryś z
nich. Choć w głębi serca pragnęła poczuć na sobie to ciepłe spojrzenie Leona.
- Chodzi o chłopaków, tak? – spytała
Francesca niepewnie.
- Coś ty! – prychnęła jej przyjaciółka,
starając się jak najlepiej ukryć prawdę – Zresztą
nie chodzi mi tylko o mnie i o moją rolę.
- To o co?
- Kogo dziś obchodzi
jakichś dwoje zakochanych, którzy głupieją do tego stopnia, żeby się zabijać?
- No – Fran
zastanowiła się chwilę – Na przykład
mnie.
Violetta uśmiechnęła się. Obie zawsze były niepoprawnymi
romantyczkami, które wierzyły w miłość od pierwszego wejrzenia i w takie tam
banialuki. Dawniej często o tym rozmawiały i zawsze się ze sobą zgadzały. Teraz
szatynka postanowiła zmienić punkt widzenia, co mogło doprowadzić do
niechcianej kłótni.
- Spóźnimy się na lekcję – mruknęła, żeby
tego uniknąć i ruszyła korytarzem w stronę klasy.
Chwilę szły w
milczeniu, w końcu Fran nie wytrzymała.
- Nie sądzę, żebym była wyjątkiem. I coś ci
jeszcze powiem. Ty przecież też wierzysz w wielką romantyczną miłość, tylko
teraz boisz się, że przyjdzie ci odgrywać tę rolę z Leonem.
Viola zatrzymała się i zgromiła ją wzrokiem.
- Chcesz powiedzieć, że nie jestem wobec
ciebie szczera?
- Gorzej. Nie jesteś szczera wobec siebie.
Castillo czuła, że
jeśli natychmiast nie zakończą tej rozmowy, za chwilę naprawdę dojdzie do
kłótni.
- Posłuchaj – zaczęła bardziej ugodowym
tonem – Tu naprawdę nie ma znaczenia, czy
będę miała zagrać z Leonem, Diego czy jeszcze kimś innym. Nie ma też znaczenia,
czy wierzę w romantyczną miłość.
- No nie wiem –
Francesca nie dokończyła.
Kilka metrów przed
nimi zatrzymał się Leon. W porównaniu do ostatnich dni, wyglądał nieźle, ale to
nie jego wygląd sprawił, że przerwała w pół słowa, lecz to, jak przyglądał się
jej towarzyszce. Podążyła za jego wzrokiem, a kiedy jej spojrzenie spoczęło na
twarzy Violetty, zamurowało ją. Jednego była pewna – jej przyjaciółka jeszcze
nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób.
- Możecie mi powiedzieć, dlaczego wciąż nie
jesteście na próbie? Wszyscy na was czekają - chłopak zwracał się do obu
dziewczyn, ale Fran była absolutnie pewna, że jej w ogóle nie widzi.
Żadna mu nie
odpowiedziała. Viola nie spuszczała wzroku z jego twarzy, a Francesca była tak
zaskoczona reakcją przyjaciółki, że stała z otwartymi ustami. Po chwili doszła
do wniosku, że musi wyglądać idiotycznie i – na tyle składnie, na ile w tej
sytuacji potrafiła – wytłumaczyła szatynowi, że trochę się zagadały i straciły
poczucie czasu.
- Pospieszcie się – rzucił Leon,
obdarzając ją zaledwie przelotnym spojrzeniem i ruszył w kierunku klasy. Po
paru krokach zatrzymał się jednak i odwrócił – Gratuluję głównej roli, Violetto.
Dziewczyna nie
zareagowała, więc Fran uśmiechnęła się za nią, wykonując ręką jakiś dziwny
gest, który miał uzmysłowić chłopakowi, że Castillo nie jest w stanie wydusić z
siebie słowa.
- Zwariowałaś? – spojrzała na przyjaciółkę
z wyraźnym wyrzutem, kiedy Leon zniknął za drzwiami sali muzycznej – Halo? Violetta?
- Chodźmy, jesteśmy spóźnione – szatynka
ocknęła się nagle, gwałtownie łapiąc przyjaciółkę za ramię – Pablo musi być wściekły.
Próba, jak zwykle,
trwała całe wieki. Niby nic ciekawego się nie działo, a mimo to wszyscy z
dziwnym zaciekawieniem przyglądali się sobie, jakby zaraz miało wydarzyć się
coś niesamowitego.
Violetta za wszelką
cenę starała się unikać przeszywających spojrzeń, które fundowali jej wszyscy
wokół. Nienawidziła tego uczucia, gdy czuła masę wbitych w siebie oczu. Nikt,
oprócz Francesci, nie był w stanie powiedzieć jej wprost, że źle postąpiła,
spoufalając się z Diego, podczas gdy była z Leonem. Woleli obrzucać ją krzywymi
spojrzeniami i szeptać do siebie na jej temat.
- Violetto, proszę, wejdź na scenę – głos
Pablo zabrzmiał w uszach dziewczyny, budząc ją z dziwnego snu na jawie.
Zerwała się z
miejsca i kilkoma krótkimi susami wskoczyła na studyjną scenę. Dopiero teraz
zauważyła, że cała szata sceniczna była tak bardzo typowa, jak historia Romeo i
Julii. Sam widok klasycznego balkonu przyprawił ją o dreszcze.
Chwilę później
dołączył do niej Diego, uśmiechając się dumnie. Jej przerażone spojrzenie
mówiło samo za siebie. Nie chciała, żeby to on grał Romeo. Już wolała Maxiego,
a nawet Andresa.
- Cieszysz się? – czarnowłosy uśmiechnął
się jeszcze szerzej, dostrzegając na sobie wzrok Leona.
- Oczywiście – Violetta skłamała
umiejętnie, na tyle głośno, żeby nikt nie miał zbędnych złudzeń.
Zwiesiła się na
ramieniu chłopaka i ponuro spuściła głowę. Przestała już liczyć na to, że życie
mogłoby ją czymś pozytywnym zaskoczyć. Jej dusza była znękana przez pesymizm,
zgorzkniała i bolesna. Nawet w krótkich chwilach beztroski Violetta natychmiast
gasiła uśmiech, bo więcej było rzeczy, które ją przygnębiały niż tych wesołych.
Gdy tylko pozwoliła sobie na uśmiech, natychmiast przywoływała swe lęki, by
dały odpór głupawej radości. Studio, dom, koledzy i koleżanki, plany na
przyszłość – te tematy codziennie dostarczały jej aż nadto goryczy.
Ale gdzieś pod
stosami śmieci, bezsensownych myśli, rozważań na tematy pozbawione znaczenia,
tliła się jednak maciupeńka iskierka nadziei, do której Viola nie śmiała się
nawet sama przed sobą przyznać.
Była to nadzieja na
jedyną i prawdziwą miłość.
Pragnęła bowiem
miłości. Pragnęła niemal rozpaczliwie. Miłość właśnie nadałaby sens jej
idiotycznemu życiu, uwzniośliła je i opromieniła blaskiem. Miłość byłaby
najwspanialszą nagrodą i ucieczką od popapranej, bezcelowej egzystencji.
Tylko miłość.
Tymczasem Leon
przemknął koło nich niczym duch i w wolnym miejscu rozłożył jakiś skrypt.
Violetta zauważyła, że było to coś rozpisanego na role: sztuka albo scenariusz.
Chłopak wpatrywał się w tekst, a potem chyba powtarzał go w myślach, jakby
uczył się na pamięć. Czasem wracał, patrzył przez chwilę i znów uciekał
wzrokiem.
Szatynka starała
się podpatrywać go bardzo dyskretnie. Przez chwilę miała nawet nadzieję, że to
nie Diego, a właśnie Leon zagra Romeo. Jednak wybiła to sobie z głowy,
wyobrażając, że musiałaby stanąć z nim twarzą w twarz i wreszcie spojrzeć mu w
oczy.
- Czyli to już pewne? – zwróciła się do
Diego, wymuszając uśmiech.
Chłopak
przytakująco kiwnął głową i objął ja ramieniem.
- Leon zrezygnował w ostatniej chwili.
Widocznie bał się porażki. W końcu i tak nie miał ze mną najmniejszych szans!
Violetta nie skupiła się jednak na przechwałkach
ciemnowłosego. Bardziej zajęła ją ta część o rezygnacji Leona. Poczuła dziwny
ból przeszywający jej serce.
- Zrezygnował – szepnęła jakby do siebie –
Zrezygnował, bo wiedział, że to jego
wybiorą.
- Coś mówiłaś,
kochanie? – Diego spojrzał na nią z udawanym przejęciem – Tak jakbym usłyszał coś o nieopisanym
szczęściu, które właśnie czujesz, bo zagramy jedną z najromantyczniejszych par
dramatycznych!
Objął ją jeszcze mocniej, kiedy Ludmiła dała mu znak, że
Leon zerka w ich stronę.
Angeles od początku
podejrzewała, że dziwne zachowanie Violetty było wypadkową wszystkich
niewygodnych sytuacji, które miały miejsce od jej przyjazdu do Buenos Aires. W
niewiarygodnie szybki sposób chciała dorosnąć, by zrozumieć istotę przyjaźni i
miłości. Poznała wielu ludzi – tych dobrych i złych. Pierwszy raz się
zakochała. Wiele dowiedziała się o przeszłości, którą ojciec tak bezwzględnie
przed nią ukrywał. Pozornie nauczyła się żyć, jednak była na tyle delikatna, iż
jeden najmniejszy błąd sprawił, że wszystko przestało mieć jakikolwiek sens.
Właśnie dlatego Angie uważała, że coś jej umknęło, coś przegapiła. Winiła
siebie za niepowodzenia Violetty. Przez chwilę myślała nawet, że to ze względu
na jej relację z Germanem dziewczyna stała się taka nieobecna. Przecież zawsze
chciała, żeby między nimi coś się wydarzyło, a to przecież nie było możliwe.
15 komentarzy:
świetne
Kiedy pojawi się Lara? Bo już nie mogę tej Violetty. Tak irytująca postać, że mimo twojego talentu pisarskiego mdli mnie na sam widok literek o niej :p
Bardzo ładny szablon!
Pozdrawiam, Karolina Matuszak.
Hehehe nie moge z tego Diego! Ale gość ma tupet. Jego pewność siebie działa mi na nerwi i znów odwołuje sie do tego, co już wcześniej pisałam: weź zniszcz tą postać bo i tak jest zepsuty jak przeterminowany jogurt. I widze wrzuciłaś nowe postaci. Ta Francesca wydaje sie spoko, chociaż na razie za wiele się o niej nie dowiedziałam ale z jej rozmowy z Violettą wynika, że ma nieco więcej w głowie. Ach ten Leon, jak on musi działać na kobiety hahaha. No i wystawianie Romeo i Julii. Niby typowe bardzo ale idealnie pasuje do takiego opowiadania. Ale coś czuje że tak kolorowo jak Diego myśli nie będzie i trochę zamieszasz z rolami, prawda? :D
Ja to jednak mam idealne wyczucie czasu. Wiedziałam kiedy wejść, Weszła, i oto proszę, mam nowy rozdział.
W niektórych miejscach postawiłabym gdzie indziej przecinki, inaczej skonstruowała zdania, ale nie wiem jak to się dzieje,że jak czytam u Ciebie rozdział to bardziej skupiam się na tym, co masz do przekazania, niż na jakiś mało istotnych błędach.
Violetta sama siebie oszukuje jak, to powiedziała Fran. Włoszka ma rację. Violetta wierzy w miłość, i tak cholernie się boi, że będzie musiała spojrzeć w jego oczy. Smutne oczy, w których jest przepełniony ból właśnie przez nią. Więc tym razem myślę, że gdyby Viola nie dostała głównej roli, to byłoby jej to obojętne. Dziewczyna jest teraz w takim stanie, że wszystko jej zwisa i powiewa.
Vioal pragnie miłości? A nie dostała jej? Przeraszam bardzo, ale ona dostała jej więcej niż niejedna dziewczyna mogłaby sobie wymarzyć. Leon oddał jej całe swoje serce, a ona swoim zachowaniem zniszczyła je na malutkie kawałeczki. Więc niech się Viola nie oszukuje, I nie wciska sobie kitu, że nie zanzała jeszcze czegoś takiego jak miłość. Dostała ją, ale nie potrafiła jej pięlęgnować, nie potrafiła sprawić, że ta miłość z dnia na dzień rosłą w siłę. Tylko Leon to robił, a Violetta tylko niszczyła. A jak wszyscy wiedzą miłość rośnie w siłę, tylko wtedy, gdy pielęgnują ją dwie osoby, a nie tylko jedna. Może i Viola mówiła Leonowi, że go kocha, może i powtarzała mu, że jest dla niej ważny, ale jak widać, to były tylko puste słowa. Czasami potrzebne są też czyny, i własnie tych cznów zabrakło w zachowaniu Violetty. Siedziała, i tylko mówiła, a nie robiła. Przytoczę słowa Leona ''Postanowiłem, że przestanę myśleć, a zacznę działać'' Tak też powinna zacząć robić Violetta. Niestety sądząc po jej stanie psychicznym w jakim teraz się znajduje będzie ciężko jej wykonać jaki kolwiek ruch.
Jeśli mam być szczera, to powiem, że Violetta jest w takim stanie, tylko i wyłącznie przez własną głupotę.
Leon zrezygnował, bo jeśliby go wybrali( a pewnie by tak było) to musiałby znowu spojrzeć na Violettę, przyszłoby mu znowu patrzeć w jej oczy, być może przez głowę przemknęłyby wspomnienia związane z Violą, a tego by nie zniósł. Ma tak ''schorowane'' serce, że wolał zrezygnować, niż doprowadzić je do jeszcze większej ruiny niż teraz jest. Bo co miałby się męczyć? Żeby jeszcze bardziej cierpieć? Chodź prawda jest też taka, że jak będzie patrzec na Violettę i Diego, to jego serce będzie krwawić, a woczach będzie niesamowity ból, któreggo Violetta może tez nie znieść. Ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ból w oczach Leona to jest jej wina. To ona swoim zachowaniem sprawiła, że on teraz cierpi, że oboje cierpią.
Ale cóż tak jest właśnie w miłośći. Jeśli jednak miłość jest prawdziwa i szczera, to rozłączone osoby, po jakiś czasie znów do siebie wrócą, a wtedy ich uczucie będzie jeszcze silniejsze. Ale żeby tak było to trzeba walczyć.
Pozdrawiam i czekam na kolejny A:*
Wreszcie jakiś skład i ład. Uzupełniłaś tekst o dialogi, zachowałaś chronologię zdarzeń i nie musiałaś się przy tym pozbywać swoich trzech groszy w postaci narratorskich wywodów. Ogólnie wyszło to bardzo dobrze i tym razem z lekkością mi się czytało. Zgaduję, że za pomysłem oklepanego dramatu Szekspira kryje się jakiś zwrot akcji. W końcu nie może być tak prostolinijnie, że w głównych rolach obsadzają Violettę i Diego, a następnie ta sama Violetta i ten sam Diego te role odgrywają. To by było zbyt oczywiste, a najmniej się po Tobie oczywistości spodziewam. Wyczuwam zbliżający się zgrzyt między bohaterami. Daję Ci wielkiego plusa za wprowadzenie kolejnych postaci. Widzę, że pojawiła się Francesca i wspomniałaś nieco o Ludmile. Co prawda wymieniłaś jeszcze kilku innych bohaterów, ale nie skupiałaś się na nich, więc ja na razie też nie będę. W każdym razie zaczyna mi się podobać, w jaki sposób prowadzisz postać Violetty. Niby ciągle jest tą irytującą dziewczyną, która kompletnie nie wie czego chce, ale zmierzasz w tym kierunku, by zrobić z niej poważniejszą osobę. Bardzo mnie to cieszy, bo ile można zachowywać się jak dwunastolatka? Bez urazy dla dwunastolatek.
M.
Zapewne będzie miała mały problem, bo nie podejrzewam, że Leon rzuci się w jej ramiona po tym, jak bawiła się jego uczuciami, latając z kwiatka na kwiatek.
Pozwolę sobie dołączyć się do rozmowy. Jestem zdania, że Leon powinien na jakiś czas dać sobie spokój z kapryśną Violą. Uważam, że odpoczynek dobrze im zrobi, a ona ocknie się z tego dziwnego amoku. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby Monessa połączyła na jakiś czas Leona z Larą. Skoro Violetta może być z Diego, to czemu on ma być samotny i cierpiący?
M.
Ja też tak uważam. Ale czy oi będąc w związkach nie będą sami siebie oszukiwać, że zapomną o sobie?
Leon zasługuje na lepszą dziewczynę, ale martwi mnie, że on o Violce tak szybko nie zapomni...
A.
Pierwszy raz jestem na Twoim blogu. Naprawdę miło czyta się Twoje rozdziały. Mogłabyś jednak wprowadzić więcej wątków. Oprócz rozterek Violetty mogłoby się pojawić coś o jej znajomych.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział (=
A więc znalazłam się tutaj dzięki linkowi z filmweba, którym się z nami podzieliłaś i... jestem pod wrażeniem - nie da się ukryć! Opowiadanie typowo psychologiczne, a więc przypadło mi do gustu. Nie mam nic przeciwko "typowym" opowiadaniom o Violetcie, jednak to jest wyjątkowe. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. A więc powiem ci, że bardzo podoba mi się to w jaki sposób zagłębiasz się w przemyślenia Violetty. Pokazujesz postrzegany przez nią świat i to, jak reaguje na ludzi dookoła. Kiedy to się czyta aż na czytelnika spada trochę tego ciężaru, który główna bohaterka nosi w sercu - to niesamowite uczucie, bo możemy poczuć się, jak ona! Dzięki temu psychologicznemu spojrzeniu możemy zobaczyć zachodzącą w Violi zmianę - i to jest na prawdę dobre. Bardzo poodba mi się ogółem twoje opoowiadanie i czekam na jego dalszą część.
A co do zmiany to obawiam się, że w serialu ona w Violce nie zajdzie, bo ona jest "idealna i wspaniała", a n.p Angie jeszcze ją utwierdza w tym, jaka jest ;/
Na pewno byłoby mu ciężko. W końcu widuje ją codziennie, a poza tym naprawdę mu na niej zależało. Nie da się ot tak o kimś zapomnieć. I powiem Ci Monesso, że jesteś okrutna, bo nie chcesz uchylić nam rąbka tajemnicy, co będzie dalej.
M.
Jestem pewna, że warto czekać. Tak jak na kolejny odcinek Violetty, mimo że pewnie znowu mnie wkurzy.
A.
Też dostałam się tu z FilmWeb. Czytałam to i mnie zatkało. Czułam to co Viola. Tą bezradnoś i ból, że nie może być ze swoją miłością. Mam tylko jedno pytanie. Kiedy będzie troszę weseliej, bo po przeczytaniu myślałam, że się popłaczę... ;-(
Ps: Podziwiam Twój stul ;-*
Już pora na kolejny rozdział! :D
Prześlij komentarz