Rozdział Trzynasty


 Nadal tu jest.
 Ze zdziwieniem otwiera oczy. Realność snu wprawia ją w uczucie otępienia. Nienawidzi swojego umysłu za te wszystkie męki, które nieustannie przeżywa.
 Mogłaby nie czuć. Tak, zdecydowanie, mogłaby.
 Ale nie może.


 Pięć metrów ode mnie stoi Diego.
 Ubrany w koszulkę z długimi rękawami, ciemnoniebieską i niebezpiecznie opiętą na piersi. Mimo woli przyglądam się szczegółom jego stroju i nie mogę przestać wyobrażać sobie, jak cudownie byłoby skryć się w tych ramionach.

 Myślę i dochodzę do dziwnego wniosku, że czasami fascynuje mnie taśma.
 Nikomu nigdy nie przychodzi do głowy zapytać taśmę, jak się trzyma. Czy nie czuje się zmęczona sklejaniem różnych rzeczy albo czy się nie boi, że się rozpadną, albo czy nie zastanawia się, z czego zapłacić rachunki.

 To trochę jak z Diego.            
 Jest jak taśma. Dzięki niemu wszystko trzyma się kupy, a mnie nigdy nie przyszło do głowy, żeby się zastanowić, jaka jest jego historia. Co właściwie kryje się za jego żartami, sarkazmem i kąśliwymi uwagami.

 Ten chłopak jest jedną wielką tajemnicą, nierozwikłaną zagadką, a jednocześnie rwącym potokiem, który okazuje się bezwzględny, gdy wpadasz w jego sidła.
 Symetryczna sylwetka, przystojna twarz i to hipnotyzujące spojrzenie, przed którym nie jesteś w stanie uciec. Nic dziwnego, że Violetta też mu uległa.

 Ale miał rację. Miał rację we wszystkim, co powiedział.
 Odcięliśmy pępowinę. Dobrze nam zrobiła ta zmiana. Dobrze  m i  zrobiła ta zmiana. Wreszcie mogłam się do czegoś przydać. Nie byłam już tylko przyjaciółką Violetty, cieniem, zwykłą dziewczyną, bezbarwną, przysłoniętą jej urodą i talentem.

 Teraz pasowałoby iść za radą Diego i się pozbierać.

 Zaraz, zaraz. Czyżbym w którymś zdaniu, zupełnie przypadkowo oczywiście, użyła słowa „też”? Przejęzyczenie.

 Muszę zrozumieć, co się dzieje w mojej głowie. Muszę się skupić na tym, co najważniejsze. Muszę zrozumieć, po co tu jestem. I jeśli choć trochę zależy mi na spokoju, muszę spróbować trzymać się z daleka od życia innych ludzi.

 Nawet od życia Diego.
 Zwłaszcza od jego życia.
 A może to tylko moja wyobraźnia?

 Podchodzi bardzo powoli i
- Fran, Francesco – mówi, a ja czuję na plecach zimny dreszcz – Halo, halo! Wracamy do świata żywych, raz, raz!
 Wystawia otwartą dłoń, a ja uśmiecham się jak idiotka. Mam miękkie kolana i czuję to dziwne coś, tam głęboko, w żołądku.
 Znam to uczucie. Jest przyjemne, ale bardzo denerwujące.
 Diego jest świetnym tancerzem. Jego ruchy są płynne i delikatne, dopracowane w każdym calu. Nie trzeba mu ciągle powtarzać, że tu robi błąd i powinien bardziej się postarać. Diego jest bezbłędny.
- Stoisz mi na palcach – słyszę gdzieś w oddali i dopiero po chwili orientuję się, że moja prawa stopa znalazła się w miejscu, w którym znaleźć się nie powinna.
 Zabieram ją gwałtownie i czuję, jak zalewa mnie krwisty rumieniec.
 Diego uśmiecha się delikatnie.
- W porządku – mówi, pstrykając mnie w czubek nosa – Nic się nie stało, ale mam wrażenie, że nici z naszego treningu, bo niektóre osoby – tu na chwilę urywa i patrzy na mnie znacząco – Bujają gdzieś w obłokach i nie za bardzo chcą współpracować.
- Przepraszam – udaje mi się wydusić po minucie milczenia.
 Diego patrzy mi prosto w oczy.
 Jego spojrzenie jest pełne nieznanych uczuć, a ja nie jestem już pewna, czy w ogóle go znam. Nie jestem pewna, czy go rozumiem, nie jestem pewna, czy wiem, co by zrobił, gdyby unosił broń i celował prosto w moją twarz.
- Przeprosiny przyjęte – jest wyraźnie rozbawiony – Ale zaczynam się o ciebie martwić, Francesco – wypowiadając to zdanie nieco poważnieje – Od jakiegoś czasu jesteś strasznie rozproszona, a w przyszłym tygodniu musimy dać z siebie wszystko. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji. Od tego zależy nasza przyszłość, tak?
 Nerwowo przytakuję.
 Czuję się kompletnie bezużyteczna.
- No, to teraz mów, co cię martwi – uśmiech wraca, a ja czuję ciepło jego dłoni na swoim ramieniu.
 Mam mętlik w głowie.
 Jakaś oszalała, zdezorientowana część mojego mózgu naprawdę chce usiąść gdzieś obok niego, naprawdę chce usłyszeć, co on ma do powiedzenia, kiedy przypominam sobie o Violetcie i o tym, co by pomyślała, gdyby o tym wiedziała, co by powiedziała, gdyby tu była i zobaczyła, że jestem zainteresowana spędzaniem czasu z kimś, kto tak bardzo skomplikował jej życie.
 Muszę być szalona.
 A jednak nie ruszam się z miejsca.
- To skomplikowane – zamykam oczy i próbuję się odprężyć.
 Nie wiem, co powinnam mu powiedzieć. Chyba nie ma takich słów, które opisałyby, co właśnie dzieje się w mojej głowie.
- Chodzi o Marco?
- Nie! – dosłownie wykrzykuję te trzy litery – Nie, nie. To już dawno zamknięty rozdział mojego życia.
 Diego udaje, że wierzy i nie naciska.
- W takim razie Violetta? – pyta całkiem poważnym tonem.
 A ja głośno przełykam ślinę.
- Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła – zabiera rękę i chowa ją do kieszeni – No wiesz, chodzi mi o to, co ostatnio o niej powiedziałem. Zdaję sobie sprawę, że była – zastanawia się chwilę – Jest dla ciebie ważna i chyba nie powinienem być taki bezwzględny, ale wydaje mi się, że skoro rzekomo pogodziłaś się z utratą Marco – tu wyczuwam ironię – To z utratą Violetty też powinnaś.
 Nie wiem czemu, ale uśmiecham się do niego.
- Czy ty właśnie sugerujesz, że jestem beznadziejną przyjaciółką i dziewczyną? – krzyżuję ręce na piersi i lekko przymrużam oczy.
 Chyba wybijam go tym z tropu.
- Jesteś świetną przyjaciółką! – jego reakcja jeszcze bardziej mnie rozbawia – Dziewczyną pewnie też, tak myślę.
 Coś mu nie pasuje, bo zaczyna się motać.
- To znaczy jesteś dziewczyną – teraz już śmieję się w głos – I to stuprocentową! – szybko skanuje mnie wzrokiem, jakby się upewniał – Chodziło mi o to, że pewnie jesteś świetną dziewczyną, no wiesz, w relacji, w związku...
- Diego – przerywam mu, wciąż się śmiejąc – Przecież rozumiem!
 Instynktownie kładę dłonie na jego torsie, jedynie po to, żeby go uspokoić, i momentalnie przeszywa mnie zimny dreszcz.
 Jego oddech jest umiarkowany, choć on wciąż sprawia wrażenie spłoszonego.

 Spłoszony Diego.
 A to dobre.

- To ja może już pójdę – rzucam szybko i już mam się odwrócić, szybko chwycić swoje rzeczy i wybiec na korytarz, kiedy jego prawa dłoń zakleszcza się na moim nadgarstku i z lekkością pociąga mnie ku sobie.
 W mojej głowie wybucha trzecia wojna światowa, a ja jestem w samym środku tego kataklizmu.

 Diego ma takie miękkie u s t a .

        
- Kim jest ten facet? – Leon odprowadza wzrokiem nieznajomego, który właśnie opuścił towarzystwo Lary.
 Jest wyraźnie podenerwowany. Próbuje sprawiać wrażenie nieprzejętego, ale dziewczyna dobrze wie, jaki potrafi być zazdrosny.
- Ach, on – od niechcenia zerka w stronę młodego mężczyzny – Wczoraj zajmowałam się jego maszyną, przyszedł mi podziękować. Chyba jest nowy.
 Lara zdecydowanie czerpie przyjemność z widoku wściekłego chłopaka. Takie sytuacje sprawiają, że czuję się ważna, a ponieważ nie zdarzają się często, chce wykorzystywać je do maksimum.
- Nieważne – nagle urywa temat i nerwowo chowa ręce do kieszeni spodni – Słuchaj, chciałbym z tobą porozmawiać. Ale nie tutaj – uprzedza ją, gdy widzi, że otwiera usta – Spotkajmy się w parku o siedemnastej.
 Jest zdezorientowana. Serce zaczyna wystukiwać niespokojny rytm.
- Coś się stało? – pyta mimowolnie, ale nie otrzymuje odpowiedzi. Szatyn jest zaabsorbowany wyścigiem, który właśnie odbywa się na torze – Leon, proszę, powiedz mi, co się dzieje.
 Łamie się jej głos. Patrzy na niego błagalnie.
 Nienawidzi się martwić.
- O siedemnastej – rzuca przez ramię i odchodzi.
 Czuje się winna, choć kompletnie nie wie, czemu. Co takiego zrobiła? Czym zawiniła? W głowie ma już tylko jeden obraz: on i  o n a  razem. Roześmiani, przytuleni, jakby stworzeni dla siebie.
 Widocznie nie jest mi dane być szczęśliwą, myśli.


 To jakiś żart, prawda, Francesco?
 To niemożliwe, żeby podobała ci się ta sytuacja.
 To niemożliwe, żebyś nie potępiała takiego traktowania.
 TO NIEMOŻLIWE, ŻEBY PODOBAŁ CI SIĘ  D I E G O !

 Jak widać, wszystko jest możliwe.


 Ta sama ławka, to samo drzewo. Kiedyś lubił tu przychodzić. Teraz to miejsce budziło w nim zbyt wiele bolesnych wspomnień i sam nie wiedział, dlaczego właśnie tutaj postanowił spotkać się z Larą.
 Od jakiegoś czasu miewał dziwne sny, które wydawały się tak realne, jakby działy się w rzeczywistości, a on po prostu był pionkiem sterowanym przez kogoś z góry.

 Lara siedzi na ławce i stara się pamiętać o oddychaniu.
- Możemy porozmawiać? – pyta Leon z takim wyrazem twarzy, jakby bał się usłyszeć odpowiedź.
 Kiwa głową, nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
 Leon patrzy na nią tak, jakby wiedział, o co chciałaby go zapytać, więc dziewczyna nic nie mówi. Nie chce, chyba że to będzie absolutnie konieczne. Wolałaby tu stać i patrzeć na niego, ostatni raz bezwstydnie napawając się jego widokiem, nie wypowiadając słowa.
 Przełyka głośno ślinę. Podnosi wzrok. Odwraca wzrok. Wypuszcza powietrze i pociera kark, splata dłonie z tyłu głowy i odwraca się, tak że nie widzi jego twarzy.
- Nie wiem, co się dzieje – mówi, nadal nie patrząc jej w oczy.
 Jego głos, słaby i pełen udręki, sprawia, że chciałaby paść na kolana.
 Ale wciąż nic nie mówi.
 A on się odwraca.
 Patrzy na nią.
- Czuję się podle, Laro – mówi. Stoi z rękami we włosach, trzymając się za głowę – Bardzo podle.
 A ona jest przerażona. Tak przerażona, że zaraz zacznie szlochać na jego oczach.
- Przepraszam – wygląda tak, jakby miał pęknąć, jakby to wszystko było ponad jego siły, jakby miał się rozpaść – Przepraszam.
 Lara przygryza drżącą wargę.
 On zastyga w bezruchu, obserwuje ją i czeka.
- Leon – nabiera powietrza, starając się powstrzymać drżenie głosu – Zawsze, z-zawsze będę cię kochała. Obiecuję, że zrobię wszystko, tylko daj mi szansę...
- Nie. Nie, nie mów tego, nie mów tego...
 A ona kręci głową, mocno, szybko, tak mocno, że świat zaczyna wirować, ale nie może przestać.
 Podbiega do niego dwoma susami i mocno obejmuje.
- Nie, Laro. Laro...
 Odsuwa ją od siebie na odległość wyciągniętych ramion i powoli wypuszcza powietrze z ust.
 Zamyka oczy. Myśli.
- To już niedługo – szepcze – Jeszcze tylko kilka długich dni i oboje zaczniemy wszystko od nowa, bez zbędnego bagażu przeszłości.
- Leon, błagam cię. Błagam – prawie łka – Mówiłeś, że mnie kochasz.
- Mówiłem wiele rzeczy i wiele mi się wydawało – wzrusza ramionami – Czym jest miłość, Laro? Nie wiemy o niej nic. Jesteśmy za  m ł o d z i .
 To ją łamie.
 Świat się łamie.

 Dlaczego kłamiesz, Leon? Pytają go jej myśli. 


___________________________________


 Zdaję sobie sprawę, że żadne próby usprawiedliwiania się nic tutaj nie pomogą. Mam jednak nadzieję, że Ci, którzy jeszcze czasem tu zaglądają ucieszyli się z widoku nowego rozdziału. Nie jest on, co prawda, nawet dobry, ale zmiany, które chcę wprowadzić, wymagają czasu, także nie da się wszystkiego zawrzeć w jednym fragmencie tekstu. Mogę jednak oficjalnie Was poinformować, że wracam z nowymi pomysłami. Kolejny rozdział już wkrótce. Pozdrawiam!

13 komentarzy:

Unknown pisze...

Nie wiem co napisać...

Anonimowy pisze...

Jesteś sadystka! Kazałaś nam tyle czekać. Nieładnie. Ale... było warto!

Fanka pisze...

To jest chyba największe zaskoczenie: Francesca i Diego. SERIO? Uwielbiam to opowiadanie i uwielbiam Ciebie kobieto, ale, ale, ale... SERIO?! To może być ciekawe... Ale nie wierzę w to, że od tak po prostu sobie ich połączysz w parę... To nie w Twoim stylu. Wyczuwam jakiś podstęp. Zwodzisz nas... Na bank! :P

Unknown pisze...

A ja już myślałam, że nie zobaczę więcej ani jednego rozdziału na tym blogu. I jestem przeszczęśliwa, że jednak się myliłam. Monesso Neves! Ukatrupić Cię, to wciąż byłoby za mało. Wyjaśnij mi, proszę, dlaczego, dlaczego rozdział jest taki krótki?! Po tak długiej przerwie spodziewałam się czegoś przerażająco długiego, a tu tak ubogo. I jeśli znowu każesz nam czekać kilka miesięcy na kolejny, to obiecuję Ci, że Cię znajdę i zrobię z Tobą porządek, ot co! A teraz już całkiem na poważnie. Podobnie jak koleżance wyżej, nie pasuje mi coś w tym połączeniu Fran i Diego. W sumie, póki co, o żadnym połączeniu mówić nie można, bo tak naprawdę nigdzie nie napisałaś, że zostali parą, że teraz będą się spotykać. Nie wiemy nawet, czy ten pocałunek (bo prawdopodobnie do niego doszło, skoro Fran uznała, że Diego ma "takie miękkie usta") był jakiś niesamowity, to znaczy Diego równie dobrze mógł ją cmoknąć w policzek - tak też mogłaby stwierdzić, że ma miękkie usta. Och, Boże. Co za rozkmina, Corrine. W każdym razie, śmierdzi mi to bardzo i szczerze wątpię, że Francesca jest wymarzoną dziewczyną dla Diego. Ona mi do niego kompletnie nie pasuje, nie, nie, nie. Ale jestem bardzo ciekawa, jak ten wątek się rozwinie, bo nie powiem, może być ciekawie. Jestem też zdruzgotana postawą Leona. Myślałam, że on jedyny wie, czego chce, ale się myliłam. Też jest ciepłą kluchą, zupełnie jak Violetka. Wiedziałam, że nóż zostanie wbity w plecy Lary, ale nie spodziewałam się, że tak brutalnie. I serio, serio nie wiem, co tak uroiło się w główce tego człowieka, ale to było typowe zerwanie bez wyjaśnienia: zrywam z Tobą, bo jabłko. Tak mi to wyglądało. Czyli total mindfuck. I kurde, czy ja mam omamy, czy nie było Violetki w tym rozdziale?

Anonimowy pisze...

Akuku.

Unknown pisze...

Nie wierzę własnym oczom! Rozdział! Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę! <3 Szkoda tylko że taki krótki :( Leon zerwał z Larą? Czyli jednak planujesz Leonettę? <3 No i Diego z Fran? Nie mogę ich sobie jakoś razem wyobrazić... Ale może mi się spodoba to połączenie :) Zabrakło Vilu w tym rozdziale i nie za bardzo wiadomo co z nią się dzieje :P

Unknown pisze...

Monesso, Monesso, nasza kochana Monesso! Ileż to miesięcy kazałaś nam czekać na ten rozdział? Niech no ja się chwilkę zastanowię. Dwa? Cztery? Nie, lepiej. SZEŚĆ. Innymi słowy: PÓŁ ROKU. I przez to pół roku zastanawiałam się, jak zamierzasz pociągnąć tą historię, bo dobrze pamiętam, że obiecałaś nie porzucać tego bloga i dokończyć opowiadanie. I mam wielką nadzieję, że szybko do tego ostatniego rozdziału nie dotrzemy. Zgodzę się z moimi przedmówcami, że zaskoczeniem na pewno jest relacja Fran i Diego. To brzmi jak nie ta bajka, jak jakaś abstrakcja, biorąc pod uwagę fakt, że ona niemal jest już przygwożdżona do Marco. A tu proszę. Marco nie ma, ale jest samotny Diego. Czyżby jakaś zmiana się szykowała? Nie łapię też Leóna. Zachowanie wobec Lary - bez komentarza. Co to w ogóle były za wyjaśnienia? Masakra. Monnie, czy Ty przypadkiem chcesz nas do tego pana zniechęcić?

Anonimowy pisze...

Chciałam Ci napisać, że mam ochotę Cię ukatrupić, ale widzę, że nie jestem sama, więc i tak bym nie zdążyła tego zrobić. Także daruję sobie. Może uda mi się być pierwszą za kolejne pół roku, kiedy pojawi się rozdział 14. To oczywiście żart, bo rozdział 14 pojawi się za kilka dni góra, prawda Monesso? Prawda? Nie, nie, ja tego wcale nie wymuszam. A co do samego rozdziału. Wszystko jak zwykle pięknie. Ta Twoja lekkość wypowiedzi jest niesamowita, chociaż udało mi się wyłapać dwa albo trzy powtórzenia, ha! Monessa też popełnia błędy! A wracając - mega szkoda mi Lary, chociaż szczerze za nią nie przepadam. Jest dziwna. Niby twarda, ale jednak coś jest na rzeczy z tą jej miłością do Leona. Bo ten artysta, to już oddzielny temat. Do niego to ja nie mam słów. Aż nóż się w kieszeni otwiera. Jest z Violettą - źle. Nie jest - źle. Jest z Larą, która go szanuje, docenia i kocha - źle. Nie jest z Larą - źle. To kiedy będzie dobrze? Jak będzie z Diego, czy Andresem? A może powinnaś wrzucić Tomaska do opowiadania, wiesz, jako taki bonusik. Ale podobał mi się fragment z Fran. Lubię ją ogólnie. W sumie do tej pory mało o niej było, ale ma w sobie coś interesującego, bo Diego to wiadomo, wieczna zagwozdka. Ciekawe, co z tego romansiku wyniknie, no ciekawe. Monesso, błaaaaaagam Cię. Napisz coś nowego szybko. Ale tak ludzko szybko, w przeciągu kilku dni, no może tygodnia, a nie kilku miesięcy. Dobrze?

Pozdrawiam, M.

TinkyPie pisze...

Twoje opowiadanie to prawdziwa perła, której piraci szukają na dnie morza. Diego i Francesca? Intrygujące połączenie. Koniec Leonary? W głębi serca się cieszę, bo nigdy nie będę do tej pary pałać sympatią. Życzę powodzenia i weny do pisania kolejnych rozdziałów. :)

Unknown pisze...

Zapomniałabym! Pisz szybko rozdział, bo będzie źle.

Ana Julia pisze...

Nominuję Cię do LBA :)
http://violetta-naxi.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

Witaj, Monesso.

Nie wiem czemu, ale zawsze bałam się u Ciebie skomentować rozdział. Może dlatego, że czytając każdą Twoją publikację, zdaję sobie sprawę, że ( a zresztą nie ważne). Czytam Cię od samego początku. Pamiętam poprzedni rok, kiedy przez przypadek, trafiłam na Twojego bloga i z miejsca, zakochałam się w Twojej historii. Nie mogło być inaczej. Pokochałam, wszystko, co piszesz do razu. Od chwili, kiedy przeczytałam kilka zdań. Wszystko jest u Ciebie idealne, od początku do końca. Ty potrafisz pisać, masz do tego, jak to mówią dryg, więc nigdy nie przestawaj. Jesteś dla mnie wzorem do naśladowania, powinnam od Ciebie właśnie uczyć się pisać, a nie oszukiwać siebie, że potrafię i wychodzi mi to dobrze. Dla mnie jesteś geniuszem. Jednym, wielkim geniuszem, którego wprost uwielbiam, a zarazem, tak bardzo, wstydziłam się, skomentować u Ciebie rozdział. Może to dlatego, że bałam się, że przez przypadek wejdziesz na mojego bloga, zobaczysz moje marne pisanie i dasz mi porządną lekcję, a wtedy ja całkowicie już zwątpię. Ale nie ma być mowy tutaj o mnie, a raczej o Tobie o tym, jak bardzo, kocham Twojego bloga. Mówiłam Ci już o tym, czy nie mówiłam. Jeśli tak, to nadal to będę powtarzać.
Ale może przejdźmy teraz do skomentowania historii. To jest najważniejsze, a nie moja marna paplania. Pamiętam, każdy Twój rozdział, bo każdą publikację, czytałam już nie raz, znam każdy, prawie na pamięć. Ale może zacznijmy wszystko od początku, pozwolisz mi na to?
A wszystko, zaczęło się od...
Chwili, kiedy dójka, szalenie, zakochanych w sobie ludzi, nie jest już razem. Nie sprostali, kolejnej przeciwności. Ich miłość nie dała sobie z tym wszystkim rady. Nie przetrwali, zostali pokonani przez prawdziwe życie, które ich brutalnie pokonało i wgniotło w Ziemię. Tylko, czy tak naprawdę ich miłość się skończyła? Nie, to wszystko trwa nadal i ciągnie się do trzynastego rozdziału. Ale lecimy dalej. W sumie, naprawdę, nie dziwię się Leonowi, że przez długi czas, postępował, jak postępował. Nie ma co mu się dziwić, naprawdę. Miał już dość, tego niezdecydowania Violetty, która bawiła się jego uczuciami i nie potrafiła mu w odpowiedni sposób, pokazać, jak bardzo go kocha. I teraz ma dziewczyna za swoje, próbowała, ale nic z tego nie wyszło. Wszystko, potoczyło się zupełnie inaczej. Życie, zrobiło ją w konia. Uwielbiam odcinek, w którym spotykają się, aby ''przećwiczyć'' do przedstawienia. Violetta miała wtedy zupełnie inne zamiary, ale nie wyszło po jej myśli. Znowu? Pocałowała Leona, ale on nawet nie oddał pocałunku, zachowywał się tak, jakby był zaklęty. Przemienił się w kamień. Zero reakcji z jego strony. A Violetta? Jej wtedy serce pękło. I po raz pierwszy, naprawdę było mi jej żal. Próbowała coś zrobić, ale nic z tego nie wyszło, po raz kolejny. Los znowu z niej zakpił? Chłopak, który ją kocha i którego kocha ona nie oddał jej pocałunku. A niby miało być tak pięknie, prawda? Niestety, nasze życie, nigdy nie będzie usłane różami. Ale idźmy dalej. Wszystkie, sytuacje, które się później dzieją, są dowodem na to, jak tej dwójce na sobie cholernie zależy.

Anonimowy pisze...

Ale jest jeszcze Lara i Diego.
Właśnie, ta dwójka, która w pewnym stopniu też sporo namieszała u tamtej dwójki, a w szczególności Diego. Lara źle ulokowała swoje uczucia, pokochała chłopaka, który jest szalenie zakochany w zupełnie innej dziewczynie. Ona też tutja cierpi i to cholernie. Bo Leon, kocha ją jak siostrę. I nic innego. Wydaje mi się, że nawet wtedy, kiedy z nią był, żywił do niej tylko takie uczucia, nic innego. Prawda jest taka, że Leonowi, nikt nie zastąpi Violetty. Nikt. Nawet wtedy, kiedy Violetta była już w Hiszpanii, Leon sam przed sobą przyznał, że nie może o niej zapomnieć i raczej, nigdy nie zapomni. Prawdziwa miłość nie umiera nigdy, nawet jeśli zakochani od siebie odejdą. Idealnie pasuje to do Leona i Violetty. Naprawdę. Wiesz, co uwielbiam też u Ciebie? Sny Violetty. Ten ostatni był rewalacyjny.W idealny sposób ukazuje, jak bardzo go pragnie, potrzebuje. Ich pocałunek, pełen pasji, namiętności, pożądania (aż mi się taki w serialu, zamarzył) Ciekawe, czy będzie im dane, zasmakować swoich ust. Ja tylko czekam na ten moment. W chwili obecnej muszą mi wystarczyć tylko sny.
Jedno, co mnie teraz niepokoi, to zmiana Leona. Mam nadzieję, że nie stanie się taki jak Violetta, że sam nie będzie wiedział, czego chce od życia. On nie wie, nic o miłości? Kłamstwo. Jedno, wielkie kłamstwo. On bardzo wiele wie o miłości, tyle, że sobie nawet nie zdaje z tego sprawy. Zranił Larę, cholernie ją zranił, ale może to i lepiej? Nie ma sensu, aby z nią był skoro jej nie kocha. Zobaczymy, co będzie dalej.

Diego i Fran? Przyznam się, że takiego czegoś, to ja się w zupełności nie spodziewałam. Dlatego, w swoim komentarzu, nie rozwinę bardziej tego wątku. Mam nadzieję, że nie będziesz mi tego miała za złe. Chce poczekać, jak sytuacja, bardziej się nam rozwinie. Pozwolisz mi na to?

Aha, i bezapelacyjnie moim ukochanym rozdziałem jest ten, w którym było przedstawienie.

Myślę, że to chyba koniec mojej żałosnej paplaniny. Napisałabym więcej, ale nie chce się bardziej skompromitować. Jak, ja się nawet boję, zaprosić Ciebie na swojego bloga ( pomińmy ten fakt, dobrze?)
Kochana, uwielbiam Twoje opowiadanie. Zagłębiam się w nim, w jak ukochanych książkach. Czekam na kolejny rozdział. Już nie mogę się doczekać.
Chylę przed Tobą czoło. Kłaniam się nisko. Uwielbiam Cię. Jesteś wielka.

Pozdrawiam, Całuję Cię mocno.
Ta, która dzisiaj totalnie się skompromitowała, Ag.

Prześlij komentarz